Stanisław Drozdowski (z-ca red. naczelnego): - Tak, ale nie będę tej opinii uzasadniał...
Andrzej Kostyra (kierownik działu sportowego); - Nie, bardzo wątpię.
Piotr Koźmiński: - Nie. Beenhakkerowi wszystko się rozlazło. Świadczą o tym trzy wydarzenia; pijaństwo kadrowiczów we Lwowie, obraźliwy względem selekcjonera gest Smolarka i odrzucenie przez Leo dwu piłkarzy, którzy byliby w stanie pociągnąć tę drużynę w górę, Jelenia i Wichniarka.
Tomjasz Włodarczyk: - Nie. Narazie bronią go jeszcze wyniki, ale już styl gry nie. Leo się pogubił. Niezrozumiałe powołania, niezrozumiałe zagrania taktyczne i wreszcie niezrozumiałe tłumaczenia przed dziennikarzami. Jego czas dobiega końca i jest to tylko kwestią czasu.
Marcin Szczepański: - Z wahaniem jestem na tak. Z Finlandią też źle zaczęliśmy, a potem wszystko poszło do przodu. Może to przesadny optymizm, ale nie przestaję wierzyć, że "Czesi mogą okazać się Portugalczykami" i mecz z nimi znów wszystko przekręci o 180 stopni.
Konrad Adamczewski: - Nie bez oporów, ale też powiem tak. Przede wszystkim - nie należy Leo wyrzucać z pracy, gdy kierują nami tylko emocje.
Marek Żochowski: - Zgadzam się z Konradem. Względem Beenhakkera nie należy wykonywać nerwowych ruchów. Przyjdzie na to pora, gdy coś w reprezentacji zacznie się walić.
Przemysław Ofiara: - Nie. Straciłem do selekcjonera zaufanie. Ale myślę, że jest znacznie gorzej, umarło zaufanie i szacunek na linii Beenhakkera z zawodnikami.
Paweł Rassek: - Nie. Co mógł zrobić z tą drużyną, już zrobił.
Jan Ciosek: - Tak. Przynajmniej teoretycznie tak, bo do tego potrzebne by były duże zmiany. Także w nastawieniu samego Leo Beenhakkera, który uwierzył, że ma monopol na futbolowy rozum i na każdą radę - choćby najbardziej życzliwą - reaguje alergicznie.
Tomasz Bielecki: - Nie. Leo przyjechał do Polski z misją "zaczarowania" piłkarzy by uwierzyli we własne siły. I zaczarował, ale nadął balon za mocno i ten pękł w finałach ME. Ten sam człowiek już drugi raz go nie nadmucha.