Rośnie zwątpienie w Leo

2008-09-11 15:32

Czy Leo Beenhakker jest jeszcze w stanie zrobić coś pozytywnego z piłkarską reprezentacją Polski? To pytanie zadają sobie tysiące kibiców. My postawiliśmy je sobie, dziennikarzom zajmującym się futbolem. Oto odpowiedzi:

Stanisław Drozdowski (z-ca red. naczelnego): - Tak, ale nie będę tej opinii uzasadniał...

Andrzej Kostyra (kierownik działu sportowego); - Nie, bardzo wątpię.

Piotr Koźmiński:  - Nie. Beenhakkerowi wszystko się rozlazło. Świadczą o tym trzy wydarzenia; pijaństwo kadrowiczów we Lwowie, obraźliwy względem selekcjonera gest Smolarka i odrzucenie przez Leo dwu piłkarzy, którzy byliby w stanie pociągnąć tę drużynę w górę, Jelenia i Wichniarka.

Tomjasz Włodarczyk: - Nie. Narazie bronią go jeszcze wyniki, ale już styl gry nie. Leo się pogubił. Niezrozumiałe powołania, niezrozumiałe zagrania taktyczne i wreszcie niezrozumiałe tłumaczenia przed dziennikarzami. Jego czas dobiega końca i jest to tylko kwestią czasu.

Marcin Szczepański: - Z wahaniem jestem na tak. Z Finlandią też źle zaczęliśmy, a potem wszystko poszło do przodu. Może to przesadny optymizm, ale nie przestaję wierzyć, że "Czesi mogą okazać się Portugalczykami" i mecz z nimi znów wszystko przekręci o 180 stopni.

Konrad Adamczewski: - Nie bez oporów, ale też powiem tak. Przede wszystkim - nie należy Leo wyrzucać z pracy, gdy kierują nami tylko emocje.

Marek Żochowski: - Zgadzam się z Konradem. Względem Beenhakkera nie należy wykonywać nerwowych ruchów. Przyjdzie na to pora, gdy coś w reprezentacji zacznie się walić.

Przemysław Ofiara: - Nie. Straciłem do selekcjonera zaufanie. Ale myślę, że jest znacznie gorzej, umarło zaufanie i szacunek na linii Beenhakkera z zawodnikami.

Paweł Rassek: - Nie. Co mógł zrobić z tą drużyną, już zrobił.

Jan Ciosek: - Tak. Przynajmniej teoretycznie tak, bo do tego potrzebne by były duże zmiany. Także w nastawieniu samego Leo Beenhakkera, który uwierzył, że ma monopol na futbolowy rozum i na każdą radę - choćby najbardziej życzliwą - reaguje alergicznie.

Tomasz Bielecki:  - Nie. Leo przyjechał do Polski z misją "zaczarowania" piłkarzy by uwierzyli we własne siły. I zaczarował, ale nadął balon za mocno i ten pękł w finałach ME. Ten sam człowiek już drugi raz go nie nadmucha.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze