- Ale na razie sytuacja wygląda tak, że od 31 stycznia idę do FC Nigdzie - zastrzega bramkarz, którego na Wyspach nazywają "Szalonym Mnichem". - I grałbym tam oczywiście gratis - dodaje z szelmowskim uśmiechem.
Rangersi oficjalnie
Piłkarskie bezrobocie Szamotulskiemu raczej jednak nie grozi. Na brak propozycji polski bramkarz narzekać nie może.
- Obserwowaliśmy go od dłuższego czasu i jesteśmy nim zdecydowanie zainteresowani - przyznał na antenie radia BBC asystent menedżera Glasgow Rangers, Ally McCoist. "Rangersi potwierdzili chęć pozyskania polskiego bramkarza" - ogłosił wczoraj oficjalny serwis internetowy klubu ze stolicy Szkocji.
Przeprowadzka z małego Dundee United (kontrakt do 31 stycznia) do wielkich Rangersów teoretycznie powinna być spełnieniem marzeń Szamotulskiego. Tyle że skąpi z natury Szkoci chcieli zjeść ciastko i mieć ciastko: ściągnąć Polaka, ale nie wydawać za wiele pieniędzy.
Nie na kolanach
- Może myśleli, że skoro chodzi o Rangersów, to ja tam pójdę na kolanach - denerwuje się "Szamo", któremu zaproponowano półtoraroczny kontrakt. - Zresztą ktoś mi musiał zrobić przysługę i donieść działaczom z Glasgow, ile zarabiam w Dundee. No i ci pomyśleli, że tyle mi wystarczy i zaoferowali sumę zupełnie nieadekwatną do rangi takiego klubu - tłumaczy.
Grzegorz za propozycję Rangers grzecznie podziękował, ale obie strony wróciły do rozmów.
- To fajnie, że taki klub się mną zainteresował. Pół roku temu pewnie nikt tam nie słyszał o Szamotulskim - przyznaje Polak.
Dostał dwa dzwony
- Ostatnio dostałem dwa potężne dzwony - opowiada. - Najpierw Borussia zamiast mnie wzięła młodego perspektywicznego bramkarza... Gość ma 38 lat, pewnie dwa razy machnie rękami i padnie. A teraz ta propozycja z Glasgow - kręci głową. - Ale na szczęście ja jestem jak Rocky Balboa. Takie dwa dzwony mnie nie położą. Ja się dzwonów nie boję. Mogę nawet grać u trenera Dzwonka w Nadarzynie - śmieje się Grzegorz, który nie traci nadziei, że szybko znajdzie nowego pracodawcę.
- Rocky się nigdy nie poddawał i ja też się nie poddam - zapowiada. - No bo co? Powiesić się mam? Gdyby każdy tak rozpamiętywał niepowodzenia, to na co drugim drzewie dyndałby wisielec - tłumaczy "Szamo", który nie rozstaje się z telefonem komórkowym.
- Żeby nie przegapić telefonu z propozycją - wyjaśnia. - Czy z Polski też dzwonią? No, dzwonią... Żona i dzieciaki ciągle dzwonią - kończy w swoim stylu Szamotulski.