Dorota Borowska brązowy medal przegrała minimalnie z Ukrainką. 0,08 sekund to - jak policzyliśmy - ok. 30 cm. - Na mecie nie wiedziałam, że nie mam medalu. Wiedziałam, że na pewno dwie zawodniczki były przede mną, bo to było widać. Ale ani ja ani Ukrainka, z którą przegrałam brąz, nie wiedziałyśmy, kto był trzeci. Ona była dość daleko mnie. Czekałam z niecierpliwością na wyniki na tablicy. W końcu się pojawiły. To boli - nie kryła emocji Dorota Borowska.
Polska kanadyjkarka wierzy jednak, że to czwarte miejsce jest zapowiedzią sukcesów 25 latki na kolejnych igrzyskach, za 3 lata w Paryżu. - Nie przestaję marzyć o złotym medalu olimpijskim. Przede mną trzy lata ciężkiej pracy i wierzę, że w Paryżu się uda - podkreśla Dorota Borowska. - Teraz stanęłam na starcie z myślą o tym, że chcę popłynąć najlepiej jak potrafię. Wiedziałam, że jestem przygotowana do walki z dziewczynami. W sprincie zawsze różnice są małe i jeżeli nie zdobędziesz złota, to zawsze możesz gdybać, że gdybyś zrobił coś inaczej, to mogłoby być lepiej. Ale wydaje mi się, że podeszłam to tego startu bardzo profesjonalnie i dużo nie mogłam zmienić, może trochę inaczej środek popłynąć, żeby na finiszu było więcej sił. Jednak myślę, że popłynęłam to co mogłam popłynąć. Ale niedosyt będzie, bo tak niewiele do medalu zabrakło. To boli, ale muszę się z tym pogodzić i z tym przespać, a potem przepracować - dodała Polka.
Tokio, Michał Chojecki