Zimą Borussia Dortmund zrobiła interes dekady. Niemcy z zagłębia Ruhry sprowadzili z Red Bull Salzburg Erlinga Brauta Haalanda za skromniutkie 20 milionów euro. 19-latek już im się spłacił, bo wszedł do Bundesligi z drzwiami i z futryną. Już w debiucie przeciwko Augsburgowi popisał się hat-trickiem, a w sumie ośmiu meczach zdobył dla BVB dziewięć goli i jeszcze dwa trafienia dołożył w Lidze Mistrzów i jedno w Pucharze Niemiec.
Kłopoty Tomasza Hajty. Kolejny piłkarz oskarża go, że wisi mu KUPĘ PIENIĘDZY!
W pierwszej części sezonu, jeszcze w Austrii Norweg tez był niesamowicie skuteczny. Strzelił dla RB 14 bramek w lidze, 6 w Champions League i dwie w Pucharze Austrii. Jego tegoroczny bilans strzelecki to 33 bramki w czterdziestu meczach. Od tych liczb prezesom największych europejskich klubów mogło się zakręcić w głowach i teraz trwa polowanie na piłkarza ze Skandynawii.
Tyle, że Borussia jeśli będzie już musiała oddać Haalanda, to chce na nim zarobić potężną kasę. Dlatego Niemcy wycenili chłopaka na 150 milionów euro. Ta kwota, w dobie kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią koronawirusa, ma odstraszyć potencjalnych kupców. No chyba, że ktoś będzie tak zdeterminowany, że jednak wyłoży fortunę. A zdeterminowanych nie brakuje. Media spekulują, ze horrendalnie wielkie pieniądze nie odstraszą Manchesteru United i Realu Madryt.
Jurgen Klopp rozluźnił swoich piłkarzy MAJTKAMI. Ci byli w szoku, gdy TO zobaczyli