Choć "Lewy" gola nie strzelił, był bardzo aktywny i zebrał wysokie oceny. - To, że graliśmy z Bayernem, nie miało dla mnie znaczenia - przekonywał po meczu Lewandowski. - Koncentrowałem się na taktyce i na tym, żeby Borussia wygrała. Dopóki jestem w Dortmundzie, to właśnie tu chcę zdobywać trofea - mówił "Lewy", jednak zaraz potem "uszczypnął" działaczy swojego klubu. - Chciałbym zapomnieć o zamieszaniu wokół mojej osoby, ale nie ukrywam, że co innego pewne osoby mówiły, a co innego teraz się dzieje. I nie chodzi mi o transfer. Trochę to boli, jednak mam nadzieję, że to się jeszcze zmieni - powiedział dość tajemniczo wicekról strzelców Bundesligi.
Co się kryje za tymi słowami? Możliwe, że chodzi o pieniądze. Niedawno w niemieckiej prasie pojawiły się sugestie, że Borussia będzie chciała dać podwyżkę Polakowi na jego ostatni sezon w Dortmundzie, bo jego obecne zarobki (1,8 mln euro rocznie) mocno odstają od tego, jaką wartość prezentuje na boisku reprezentant Polski. Pomysł był taki, by podnieść mu pensję do 4-5 mln euro. Być może jednak w międzyczasie działacze wicemistrza Niemiec zmienili zdanie i niewykluczone, że właśnie to miał na myśli Lewandowski, ujawniając, że co innego mówiono, a co innego się dzieje...
Przeczytaj koniecznie: Lewandowski na celowniku Zenitu?
Przed meczem zastanawiano się, jak fani Borussii przyjmą polskiego napastnika. Były obawy, czy flirt z Bayernem nie sprawi, że "Lewy" zostanie wygwizdany. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. - Nie bałem się przyjęcia ze strony kibiców Borussii. Wiedziałem, że kibice na mnie liczą, i muszę przyznać, że czuję ich wsparcie - podkreślił polski napastnik.
Również drugi z Polaków, Jakub Błaszczykowski, zagrał bardzo dobre spotkanie. A trzeci, Łukasz Piszczek, oglądał mecz z trybun, bo wciąż przechodzi rehabilitację po operacji biodra. "Piszczu" zapewnił jednak, że wszystko idzie w dobrym kierunku, choć data jego powrotu na boisko nie jest jeszcze znana...