"Super Express": - Artur Wichniarek powiedział nam, że zaraz po transferze z Lecha do VfB Stuttgart nie wytrzymywał pan tempa gry w 2. Bundeslidze. Miał rację?
Marcin Kamiński: - Coś w tym musiało być, skoro przez 10 kolejek siedziałem na ławie. Sam też inaczej wyobrażałem sobie ten początek. Przezwyciężyłem to, zacząłem grać, a występami na boisku wzmacniałem się fizycznie i nie oddałem już miejsca w składzie. Intensywność gry jest zdecydowanie większa niż w Polsce, to inna jakość.
Lionel Messi odejdzie z Barcelony? Manchester City może wpłacić klauzulę
- Ostatni i jedyny mecz w kadrze Adama Nawałki rozegrał pan prawie cztery lata temu jako piłkarz Lecha. Potrzebny był wyjazd za granicę, żeby wrócił pan do reprezentacji?
- Widocznie tak musiało być i dzięki występom w Niemczech do niej wracam. Wiedziałem, że w Polsce nie mogę już zrobić kroku do przodu. Potrzebowałem nowych bodźców i wyzwania. Okazało się, że to był dobry wybór. Nie dość, że awansowałem z drużyną do Bundesligi, to przyszły powołania do kadry. Trzeba to pociągnąć do przodu, zarówno w klubie, jak i w reprezentacji.
- To powołania na mecze z Danią i Kazachstanem nie były zaskoczeniem?
- Spodziewałem się ich trochę, bo byłem w kontakcie telefonicznym z Hubertem Małowiejskim. Ale nie czekałem na powołania w jakiś szczególny sposób. Oczywiście gdy zadzwonił trener, była to superwiadomość dla mnie. Muszę robić wszystko, żeby regularnie grać w Bundeslidze, no i wygrywać, bo to na pewno pomoże w zadomowieniu się w reprezentacji i ewentualnym wyjeździe na mundial.
- Po mecz z Herthą udzielił pan wywiadu oficjalnej stronie Bundesligi. Po niemiecku?
- Rozmawiałem po angielsku. Naprawdę już dużo rozumiem po niemiecku, ale jest blokada, żeby zacząć mówić. Jak muszę się dogadać, to się dogadam, ale nie czuję się na tyle komfortowo, żeby swobodnie rozmawiać. Najpierw chcę się dobrze nauczyć języka. Sądzę, że jeszcze w tym sezonie zacznę rozmawiać po niemiecku.
- Na trybunach w Berlinie było wsparcie rodziny? Z Poznania mieli niedaleko.
- Była rodzina z Poznania i Konina - brat, wujek i kuzyn. Zawsze mnie wspierają, a dla nich był to najkrótszy wyjazd na Bundesligę.