- Dzięki twojej bramce wygraliście 1:0 i macie już sześć punktów przewagi nad Bayernem. To był najważniejszy gol w karierze?
- Na pewno jeden z najważniejszych. No i pierwszy uznany przeciw Bayernowi. A czy dał nam mistrzostwo Niemiec? Nie, nie sądzę. Jeszcze trochę zdrowia musimy na boisku zostawić, żeby potwierdzić, że jesteśmy najlepsi. Już w sobotę kolejny ciężki mecz, derby z Schalke w Gelsenkirchen. Myślę, że do końca sezonu musimy zdobyć jeszcze siedem punktów, żeby postawić kropkę nad i.
- W sytuacji, w której strzeliłeś gola, tak chciałeś to zrobić, czy to było instynktowne odbicie piłki?
- Widziałem, że stoję na środku bramki i chciałem lekko musnąć piłkę w bok. Nie byłem jednak pewien czy nie jestem na spalonym, dlatego zaraz po uderzeniu spojrzałem na sędziego. Arbiter nic nie pokazywał, więc nie pozostało mi nic innego jak cieszyć się z gola.
- Która to bramka w karierze piętą?
- Myślę, że to nie do końca była pięta... Ale pamiętam, że pierwszego gola w ekstraklasie strzeliłem w podobny sposób. Trochę szkoda mi jeszcze tych dwóch sytuacji, w których trafiłem najpierw w słupek, a potem w poprzeczkę.
ZOBACZ BRAMKĘ ROBERTA LEWANDOWSKIEGO
- No właśnie. Brakło precyzji czy to był pech?
- W pierwszym przypadku strzelałem głową z trudnej piłki. Tu niewiele więcej można było zrobić. A jeśli chodzi o sytuację z końcówki meczu, to właśnie tak chciałem zagrać. Podciąłem piłkę nad bramkarzem... Może gdyby piłka była bardziej śliska, to byłby gol.
- W szatni drużyna bardziej gratulowała tobie, czy Romanowi Weindenfellerowi, który obronił w końcówce rzut karny?
- Gratulowaliśmy sobie wszyscy nawzajem, bo cała drużyna zostawiła mnóstwo serca na boisku. A co do Romana. Mówił, że karnego nie powinno być, ale teraz to już nie ma znaczenia, bo i tak go obronił. Właśnie w tamtym momencie, gdy zatrzymał strzał Robbena, pomyślałem, że tego meczu już nie możemy przegrać. To niesamowity przywilej grać w takich meczach na takim stadionie. Tu zawsze jest gorąca atmosfera, ale w trakcie starcia z Bayernem było jeszcze goręcej niż zwykle.
- Jeszcze nigdy nie przegrałeś z Bayernem, ostatnio regularnie ich ogrywacie, ale wiele osób i tak stawiało na Bawarczyków. Z czego bierze się taki brak wiary w Borussię?
- Nie wiem kto tak mówił, ale my byliśmy pewni siebie. Bayern to świetna drużyna, grają bodaj w półfinale Ligi Mistrzów, a w wywiadach zapowiadali, że przyjeżdżają tu po zwycięstwo. Byliśmy jednak spokojni, bo wiemy, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym.
Przeczytaj drugą część rozmowy z Robertem Lewandowskim o problemach Sławomira Peszki