- Najważniejsze, że wszystko mamy w swoich rękach i licząc matematycznie potrzebujemy jednej wygranej - mówi "Super Expressowi" trener Tomasz Tułacz przed dzisiejszym meczem z Górnikiem w Zabrzu.
„Super Express”: - Mecze domowe rozgrywacie na wynajmowanym stadionie Cracovii, ale okazuje się, że to wasz atut, skoro przegraliście tylko dwa razy od początku sezonu.
Tomasz Tułacz: - Wiedzieliśmy, że dla beniaminka gra na wyjazdach jest trudna. Musieliśmy szybko adoptować się do wynajętego stadionu i zdobywać punkty u siebie. Gramy w sposób gwarantujący zdobywanie punktów bez podejmowania niepotrzebnego ryzyka, taktykę dobiera się do realiów personalnych i dzięki temu jesteśmy w grze o utrzymanie.
- Spadły już Ruch i ŁKS w których dwukrotnie w sezonie zmieniano trenerów. Pan pracuje w Puszczy od 9 lat. To decyduje o sukcesie?
- Ekstraklasa też nas zweryfikowała na początku. Myśleliśmy, że będziemy mogli zmienić sposób gra na bardziej ofensywny, ale dwa przegrane mecze wyprostowały nas momentalnie. Wracając do pytania, to uważam, że dobrym trenerem jest ten, który umie zarządzać w kryzysie i takie samo poczucie powinny mieć władze klubów. Umieć działać w kryzysie, a nie kiedy jest dobrze i wszyscy klepią cię po plecach.
- Puszcza jest małym klubem, bez rozbudowanych struktur. Jak dużo obowiązków spada na pana, poza trenowaniem pierwszego zespołu?
- Nie chcę się jakoś użalać i szukać minusów, bo jestem zadowolony z tej pracy, którą wykonujemy, podkreślę to, wspólnie ze sztabem. Wiadomo, że rola skautingu w klubie spada na sztab, ale nie narzekamy z tego powodu. Są pozytywy, bo skracamy choćby drogę dokonywania transferów i unikamy pośredników.
- Chciałby się pan sprawdzić w klubie większym niż Puszcza?
- Z prawie rocznego doświadczenia mogę powiedzieć, że celem każdego trenera w Polsce powinna być praca w ekstraklasie. Jest ogromna różnica pracować w III, II i I lidze, a ekstraklasie, czego doświadczyłem. Mam wielkie poczucie realności i funkcjonowania w rzeczywistości. Czuję się trenerem przygotowanym do podjęcia pracy na każdym poziomie w Polsce, ale nie myślę o tym. Jeśli przyjdzie możliwość skorzystania z takiego wyzwania, to jestem gotowy. Teraz pracuję najlepiej jak mogę i świetnie się czuję w Puszczy. Mam satysfakcję, że klub się rozwija, podnosimy standardy i krok po kroku idziemy w dobrą stronę.
- Pojawiło się pana nazwisko w kontekście pracy w Stali Mielec, a więc w rodzinnym mieście.
- Byłoby nieeleganckie gdybym rozmawiał o pracy w innym klubie, sam pracując na to, żeby się utrzymać w ekstraklasie z Puszczą. Również nie fair wobec trenera, który pracuje w Stali i może się okazać, że za parę dni przedłuży kontrakt. Na razie to są spekulacje medialne i nie chcę się do nich odnosić. Natomiast jeśli jest zainteresowanie moją osobą, to jest mi bardzo miło. Na dzisiaj skupiam się tylko i wyłącznie na pracy w Puszczy i utrzymaniu jej w lidze. Kontrakt mam ważny do 2027 roku.
- Kibice sympatyzują z małymi klubami, które stawiają się tym dużym i bogatym. Wiem, że Puszcza ma kibiców poza Niepołomicami. Czy pan to odczuwa?
- To ciekawa sytuacja. Czasami otrzymujemy uwagi z wewnętrznego piłkarskiego środowiska uwagi, które deprecjonują nasz sposób i jakość gry, a kibice kierują w naszą stronę dużo sympatii. Doceniają to, że potrafimy przeciwstawić się wielkim tuzom ekstraklasy i powalczyć o utrzymanie z klubami, które grają na własnych stadionach, mają tysiące kibiców. Chwała kibicom z naszego 16-tysięcznego miasteczka, którzy w liczbie dwóch tysięcy potrafią nam kibicować na stadionie. Ja osobiście odbieram dużo ciepłych słów i energii, nawet od osób nie związanych z piłką. Na stałe mieszkam w Mielcu, więc tam mam wielu kibiców, ale nawet gdy graliśmy w Szczecinie z Pogonią, to wiele osób podchodziło do mnie i gratulowało postawy, co było bardzo miłe i sympatyczne.