Reprezentant Słowenii do Legii trafił niedawno. Został wypożyczony właśnie z Dynama Kijów do końca obecnego sezonu. Gdy wybuchła wojna, wraz z Tomaszem Kędziora ewakuował się z Kijowa. Jego żona jest Ukrainką, mają syna. - To była długa i szalona droga - opowiadał Verbić w niedawnej rozmowie na naszym portalu. - Jechaliśmy bocznymi ulicami, widzieliśmy barykady, co 2-3 kilometry goście z bronią, którzy sprawdzali paszporty. To była trudna trasa dla mojej dziewczyny, która musiała trzymać nasze dziecko na rękach, bo całe auto było zapakowane. Na szczęście wszystko się udało. Mieliśmy przystanek we Lwowie na cztery godziny, nasza podróż do polskiej granicy trwała 24 godziny - wyznał wtedy. - Bałem się, ale musiałem zatroszczyć się o syna i partnerkę. By znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Pierwszy dzień był najtrudniejszy, bo nie wiedzieliśmy co zrobić. Kiedy wyruszyć. Czekaliśmy na odpowiedni moment. Miałem tylko pół baku, a w Ukrainie można jednorazowo zatankować tylko 20 litrów. Połowa stacji benzynowych była zamknięta… - opisywał.
Teraz Verbić zagrać w meczu z Dynamo Kijów. Pierwszą połowę spędził w Legii, a na drugą część wyszedł już w ekipie mistrza Ukrainy. Później zmienił go Władysław Kułacz. Po spotkaniu Słoweniec był zapłakany. Pocieszał go bramkarz Denys Bojko. - Dla mnie był to bardzo emocjonalny mecz - przyznał Słoweniec po zawodach, cytowany przez oficjalny portal Legii. - Dziwnie było rywalizować z chłopakami, z którymi spędziłem cztery lata w klubie. Miałem z nimi kontakt przed wojną, ale mam również w czasie wojny. Przede wszystkim chciałbym jednak podziękować artystom i wszystkim, którzy przyczynili się do powstania takiej atmosfery - podkreślił.