Piotr Czachowski jest wychowankiem Okęcia Warszawa. W kolejnych latach sportowej kariery grał także w takich zespołach jak Stal Mielec, Legia Warszawa, Zagłębie Lubin, Udinese Calcio, Dundee FC, ŁKS Łódź oraz Aluminium Konin. W barwach „Wojskowych” występował w latach 1991-1992 oraz 1993, zaliczając w tym czasie łącznie 14 występów. Występujący na pozycji obrońcy zawodnik ma w swoim dorobku także 45 występów w reprezentacji Polski. Strzelił dla niej jednego gola.
Super Express: - Legia zaczyna powoli wracać na właściwe tory?
Piotr Czachowski: - Punktowo wygląda to nieźle, ale biorąc pod uwagę samą grę – nie byłbym aż takim optymistą. Drużynie brakuje powtarzalności, nie jest w stanie utrzymać wysokiego poziomu przez całe 90 minut. Pokazał to zwłaszcza wyjazdowy mecz z Widzewem, gdzie pierwsza połowa była chyba najlepszą pod wodzą trenera Runjaicica, druga natomiast – do zapomnienia. Poniekąd zgadzam się, że Legia zaczyna wracać na właściwe tory, ale jest jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie, aby stwierdzić to ze stuprocentową pewnością. Na pewno nowy szkoleniowiec potrzebuje jeszcze sporo czasu zanim drużyna zacznie grać dokładnie tak, jak on by tego oczekiwał.
- W grze tej drużyny widać już rękę trenera Runjaicia?
- Pod kątem piłkarskim może wciąż nie wygląda to imponującą, ale na pewno pracę trenera widać w tych aspektach mentalnych. Bez tego Legia nie zdobyłaby tylu punktów. Ten „mental” na pewno jest na plus, jest bowiem zgoła inny niż to, co mogliśmy zaobserwować chociażby w minionym sezonie. Moim zdaniem jest to pierwszy krok do budowy poważnej drużyny. Podejście zawodników do kolejnych meczów jest zdecydowanie lepsze i na tym można opierać swój optymizm. Jak mówi przysłowie: „Nie od razu Kraków zbudowano”. Wydaje mi się, że w przypadku Legii będzie podobnie i powoli zaczyna ona wychodzić na prostą.
- W ostatnich meczach decydujący okazywał się Carlitos. Może to być zawodnik decydujący w walce o najwyższe cele?
- Wydaje mi się, że jak na warunki naszej ligi może to być strzał „w dziesiątkę”. Niemniej jednak na boisku znajduje się jedenastu piłkarzy, a sam Hiszpan meczu nie wygra. Tym bardziej, że obecna Legia nie słynie przecież z widowiskowej, ofensywnej gry. Napastnikowi w takich warunkach zdecydowanie trudniej o zdobywanie bramek. W warszawskim zespole nie ma obecnie wielkich indywidualności, jego siłą musi być kolektyw. Jeśli drużyna będzie funkcjonowała na odpowiednim poziomie, to i Carlitos będzie strzelał gole. Pod kątem takiej zespołowości Legia wciąż jest przynajmniej dwa kroki za Rakowem, a do tego poziomu powinna dążyć.
- Mówiło się, że Carlitosowi i Josue trudno będzie się porozumieć, tymczasem od początku dogadują się znakomicie. Mają potencjał by stać się najlepszym ofensywnym duetem w lidze?
- Myślę, że może to być najlepszy ofensywny duet w polskiej lidze, ale na pewno nie jest nim w tym momencie. Jeśli jednak będzie między nimi ta nić porozumienia, będą wzajemnie szukać się na boisku to naprawdę mogą stać się postrachem większości drużyn ekstraklasy. Inna sprawa, że Josue i Carlitos nigdy sami meczu nie wygrają. Będzie im potrzebna pomoc reszty zespołu. Nie są to bowiem zawodnicy, którzy wezmą piłkę, przedryblują kilku rywali i strzelą gola. Jeśli jednak drużyna będzie funkcjonowała prawidłowo, to i oni będą mogli decydować o losach meczów. Nie ma wątpliwości, że oczekiwania względem nich są duże. Hiszpan ma strzelać bramki jak na zawołanie, Portugalczyk natomiast ma być kreatorem gry, liderem tej drużyny. Legia w przeszłości słynęła zresztą z posiadania takich zawodników, którzy w niesprzyjającej sytuacji brali piłkę i po prostu robili swoje. Jeśli legioniści – nie tylko wyżej wymieniona dwójka – będzie potrafiła poradzić sobie z ciśnieniem, które bezustannie towarzyszy temu klubowi to jestem przekonany, że Carlitos i Josue także będą błyszczeć.
Galeria poniżej: Michniewicz niknie w oczach
- Czego brakuje Legii do włączenia się w tym sezonie do walki o trofea?
- Trudno powiedzieć. Legia jest co prawda wiceliderem, ale wciąż nie jest to taki zespół, który kibica uszczęśliwia. Kibic oczekuje wygranych w dobrym stylu, a tego na razie nie ma. „Wojskowi” punktują całkiem dobrze – wyłączając wyraźną porażkę z Cracovią – ale z czasem będzie musiała robić to w zdecydowanie lepszym stylu. Ten „mental”, o którym rozmawialiśmy, jest dobrym początkiem i jeśli drużyna pod wodzą trenera Runajicia wciąż będzie się rozwijać to niewykluczone, że faktycznie włączy się do walki o mistrzostwo Polski. Na pewno tej drużynie wciąż brakuje takiego „zęba”, większego charakteru. Takie występy jak druga połowa w Łodzi czy pierwsza część z Górnikiem po prostu nie powinny mieć miejsca.
- W piątek do Warszawy przyjeżdża Radomiak. Legia w końcu zagra dwie równe i dobre połowy?
- Bardzo na to liczę, niemniej Radomiak będzie groźny – potrafił wygrać choćby w Lubinie czy w Białymstoku. W dodatku ostatnio znajduje się w naprawdę niezłej dyspozycji. Podopieczni trenera Lewandowskiego najczęściej są jednak usposobieni mocno ofensywie, nieco zapominając o obronie. W tym widzę szansę Legii na zwycięstwo. Wsparcie kibiców na pewno sprawi, że gospodarze będą chcieli zagrać w końcu cały mecz na przynajmniej średnio wysokim poziomie, rzecz jasna sięgając przy tym po zwycięstwo. Nie oczekuję, że Legia będzie grała na bardzo wysokim poziomie. Nie od dziś wiemy bowiem, że polskie zespoły mają problemy z kreowaniem gry w ataku pozycyjnym. Przed rokiem Radomiak wygrał w Warszawie 3:0, ale legioniści byli wówczas zupełnie inną drużyną i jestem pewien, że w piątek będziemy świadkami kompletnie innego meczu.
- Legioniści zrewanżują się zatem Radomiakowi za bolesne porażki z ubiegłego sezonu?
- Myślę, że jest na to duża szansa. Legia pokazała w Mielcu, że nawet pomimo niezbyt porywającej gry jest w stanie przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Warszawianom zależało na tym żeby nie stracić bramki, wypaść dobrze w destrukcji. I to się udało. Przeciwko Radomiakowi z pewnością będą chcieli to powtórzyć, wracamy zatem do tego o czym rozmawialiśmy wcześniej. Jeśli warszawianie będą w stanie zaprezentować tę powtarzalność, powinni sięgnąć po komplet punktów.