Deleu podczas rozmowy z "Super Expressem" z dumą pokazywał tatuaże. Całą lewą rękę wypełnia obraz przedstawiający Ostatnią Wieczerzę Chrystusa. W innym miejscu jest również wielki krzyż.
- Tatuowanie Ostatniej Wieczerzy zajęło kilka dni, ale to bardzo ważny dla mnie obraz. Mocno wierzę w Boga i nie wstydzę się tego. Podczas polskich mszy niewiele jeszcze rozumiem, ale często chodzę do kościoła sam, by w spokoju się pomodlić. Takie wzorce mam w domu, bo cała rodzina jest mocno wierząca. Kiedy niedawno mama przyjechała do Gdańska, zwiedziliśmy wszystkie okoliczne kościoły - opowiada Deleu.
Sympatyczny Brazylijczyk trafił do Polski trzy lata temu. A pomógł mu w tym były piłkarz... Legii Warszawa.
- Edson grał w Legii i polecił mnie do Polski. Najpierw trafiłem do Widzewa Łódź, przez pięć dni trenowałem z tym zespołem. Ale miałem tam być prawym pomocnikiem, a na tej pozycji nigdy wcześniej nie grałem. Podziękowano mi, a ja teraz dziękuję Panu Bogu, że nie zostałem w Widzewie, ale trafiłem do Lechii. Następnego dnia, po nieudanych testach w Widzewie, miałem zagrać w sparingu Lechii. Wszystko ułożyło się pode mnie: był letni gorący dzień, 11 rano. Upał, a ja lubię taką pogodę. Trener Tomasz Kafarski zdecydował się mnie zatrudnić - wspomina i dodaje, że Polska była dla niego wielką niewiadomą.
- Kiedy przyjeżdżałem do Polski, wiedziałem, że jest zimno i że papież był Polakiem. Ale wiedziałem, że to wielka okazja. Gdyby mi kazali trenować z końmi i biegać za nimi, to bym to robił! - deklaruje.
>>> Polacy poznali rywali na US Open, dobre losowanie sióstr Radwańskich i Janowicza
Niewiele jednak brakowało, by Deleu do Polski nigdy nie przyjechał. Wcześniej był o krok od transferu do ligi portugalskiej.
- Mogłem grać w Vitorii Setubal, która w tamtym czasie była czołową portugalską drużyną. Nie trafiłem tam, bo okazało się, że mam... nieważny paszport. Nie mogłem opuścić kraju, a Vitoria nie chciała czekać. Ale teraz nie rozpaczam, mam poczucie, że to wszystko działanie Boga. On chciał, bym trafił do Lechii. I dobrze się stało - podkreśla.
Jeszcze w Brazylii Deleu miał okazję rywalizować z przyszłymi gwiazdami futbolu.
- W Brazylii zwiedziłem kilka klubów, głównie przez nietypowy system rozgrywek. Dzięki temu grałem między innymi przeciwko słynnemu Pepe, który wtedy był dopiero na początku wielkiej kariery. Już wtedy był trochę szalony. Innym razem rywalizowałem też z Deco - wspomina.
>>> Legia - Steaua. Dusan Kuciak: w rewanżu nie możemy grać na 0:0
Deleu wciąż żyje niedawnym meczem Lechia - Barcelona (2:2). To właśnie on był tym szczęśliwcem, który zdobył koszulkę słynnego Leo Messiego.
- Koszulka Messiego jest w domu w bezpiecznym miejscu (śmiech). Szkoda, że nazwiska na plecach nie ma, ale ważne, że ją mam. Mam w kolekcji jeszcze kilka ligowych koszulek, m.in. od Sebastiana Mili i Danijela Ljuboi. Ale ta Messiego jest najcenniejsza, bo to najlepszy piłkarz na świecie - zaznacza.
Brazylijczyk jest zdania, że remis z Barceloną dodał piłkarzom Lechii wiary w swoje umiejętności.
- Skoro postawiliśmy się Barcelonie, to dlaczego teraz mamy przegrać z Legią? Wierzę, że Bóg pomoże mi pokonać mistrza Polski. Odkąd jestem w Lechii, nie mieliśmy tak dobrego początku sezonu. Mamy teraz bardzo dobrego trenera, on nie boi się grać do przodu. Obojętnie, z kim gramy, mamy być ofensywni. Dzięki temu wywalczymy awans do europejskich pucharów! - twierdzi Deleu.