"Super Express": - Zagrałeś 45. minut w towarzyskim meczu z Liteksem Łowecz (2:1). Jak wrażenia po pierwszym występie w barwach Wisły Kraków?
Gervasio Daniel Nunez (23 l., Wisła Kraków): - Debiut oceniam pozytywnie. Mówię tak, bo ostatnie dni miałem zwariowane. Najpierw męcząca i długa podróż, a poza tym z zespołem jestem od czterech dni. Dobrze stało się, że przygodę z polskim klubem zacząłem od wygranej, bo start jest przecież najważniejszy. Pokonaliśmy mistrza Bułgarii, a więc nie jakiś tam przypadkowy zespół. Wisła to zespół na Ligę Mistrzów. Bo indywidualnie każdy z piłkarzy ma duże możliwości.
- W tej chwili jesteś jedynym piłkarzem w kadrze Wisły, który mówi po hiszpańsku. Jak zatem dajesz sobie radę?
- Problem w tym, że ja nie znam angielskiego i mój kontakt z zespołem jest utrudniony. Choć trener Robert Maaskant zwraca się do mnie po hiszpańsku. Teraz czekam aż z kadry Hondurasu wróci Osman Chavez. Przy jego pomocy na pewno będzie łatwiej wprowadzić się do zespołu. Jednak nie martwię się tym, że nie dam rady. Przecież w Wiśle dominują obcokrajowcy i każdy z nich jakoś funkcjonuje w tej drużynie. Ale już rozpocząłem naukę polskiego. Cześć, dzień dobry, dobranoc - to pierwsze słowa, które poznałem.
Patrz też: Ekstraklasa. Trener Swansea: kto to jest Grzegorz Sandomierski?
- Zostałeś wypożyczony do Wisły z argentyńskiego Quilmes na rok. Zaskoczył cię ten transfer?
- Szczerze to przeżyłem szok, gdy menedżer oznajmił, że ma dla mnie ofertę z polskiego klubu. Oczekiwałem na propozycje z Argentyny, a nie sądziłem, że może pojawić się coś z Europy. Byłem zaskoczony zapytaniem Wisły. Tym, że stara się o mnie mistrz kraju. Jestem szczęśliwy, że trafiłem do klubu, który jest na szczycie. To wielki krok do przodu. Otrzymałem szansę walki o najwyższe cele, a takiej możliwości w Argentynie ostatnio nie miałem. Ostatnio w Quilmes gorzej nam szło i część krytyki za słabe wyniki spadła na mnie. Trener miał do mnie pretensje.
- Miałeś oferty z innych klubów?
- Wcześniej byłem blisko przejścia do Independiente Buenos Aires, ale zrezygnowałem z tego transferu. Przyznaję, że moja wiedza na temat Polski nie jest wielka. W Quilmes moim dobrym kolega był Enzo Kalinski, który mówił nam, że ma polskich przodków. Nawet się z nim nie pożegnałem, bo wszystko działo się tak szybko. Jednak teraz będę mógł mu opowiedzieć o Krakowie, jaki jest piękny.
- W tym sezonie cel numer 1 Wisły to awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość w Polsce?
- Transfer do Wisły to zwrot w mojej karierze, szansa od losu. Moje rodzeństwo, a mam czterech braci i siostrę, może być ze mnie dumne. Ja także chcę zagrać w Lidze Mistrzów. Chcę się sprawdzić w rywalizacji z najlepszymi. Jeśli pokażę coś więcej to może kiedyś trafię do Anglii czy Hiszpanii. Jestem zafascynowany tymi ligami. W Anglii kibicuję Manchesterowi City, bo gram tam mój ulubiony zawodnik Carlos Tevez. W Hiszpanii oglądam Barcelonę. Wiadomo: Messi, najlepszy piłkarz na świecie. To duma mojej ojczyzny.
- Znasz się z Messim?
- Nie, ale agent obiecał, że mnie z nim zapozna (śmiech). Choć ostatnio byłem o krok od spotkania się z nim w restauracji w Rosario. Tyle że Messi wyszedł z niej pięć minut wcześniej. Może spotkamy się w Lidze Mistrzów, gdy Wisła trafi do grupy z Barceloną. Poproszę go wtedy o koszulkę. Będzie to dla mnie najcenniejsza pamiątka.
- Trener Robert Maaskant mówi, że u niego będziesz grał jako lewy pomocnik. Czy to jest twoja pozycja?
- Tak, ale nie ma problemu, gdy szkoleniowiec uzna, że przydam mu się na lewej obronie. W Quilmes zdarzały się mecze, że właśnie tam występowałem. Jednak najpewniej czuję się w roli lewego pomocnika. W Argentynie media podkreślały, że gram jak Killy Gonzalez. Chciałbym osiągnąć tyle co on. Killy grał w reprezentacji Argentyny, a ja nawet nie zaistniałem w kadrach juniorskich mojego kraju. Poza tym reprezentował najlepsze kluby Europy, jak Valencia czy Inter Mediolan. Podobnie jak Killy, mam dobry strzał i poruszam się jak on (śmiech). Jednak moim idolem był od zawsze Martin Palermo. Tak się złożyło,że mamy nawet tego samego agenta.
- Podobno jesteś bardzo wierzący, twoje hobby to szybka jazda samochodem, a przydomek to... Szaka.
- Wszystko się zgadza. Jestem religijny. Zawsze mam przy sobie medalik w postaci krzyża. To stwórca zadbał oto, że jestem w Wiśle, że omijały mnie kontuzje. Mam nadzieję, że Bóg dalej będzie mnie chronił. Jestem fanem motoryzacji, a auta zmieniam co miesiąc. Ostatnio miałem porsche. Żona ciągle przypomina, żebym nie jeździł za szybko. Mówi, że diabeł we mnie wstępuje, gdy zasiadam za kierownicą (śmiech). Pseudonim Szaka wziął się z argentyńskiej bajki, gdzie bohaterem był krokodyl. Koledzy uznali, że pasuję do niego z charakteru i zaczęli wołać na mnie Szaka.
Czy wiesz, że... Gervasio Nunez
Grał w argentyńskich klubach Rosario Central i Quilmes Buenos Aires.
Jego idolem jest napastnik Martin Palermo z Boca Junior Buenos Aires. Mają nawet tego samego menedżera.
W Argentynie podkreślano, że gra jak Killy Gonzalez, który kiedyś występował w Valencii i Interze Mediolan.
Jest fanem motoryzacji. Przyznaje, że samochody zmienia co miesiąc. Ostatnio jeździł porsche.
Jego pseudonim to "Szaka" - od krokodyla, bohatera argentyńskiej bajki.