Już przedmeczowa atmosfera była wyjątkowa. „Jan Furtok 9 na zawsze w pamięci” – na ledowych bandach okalających murawę. „Nieśmiertelna legenda” – kibicowski baner na całą długość Blaszoka. Katowiczanie rozgrzewający się w koszulkach z „dziewiątką” i nazwiskiem ikony na plecach. Muzyka sącząca się ze stadionowych głośników, jakże różna od tradycyjnych taktów słyszanych na stadionach. No i wreszcie symboliczna minuta ciszy, która tym razem – przy dźwiękach „Ciszy na trąbce” – trwała nieco dłużej niż 60 sekund. I jeszcze świetlna oprawa, która tym razem nie powinna skutkować dyscyplinarnymi sankcjami - byłaby wyrazem wyjątkowej małostkowości ze strony Komisji Ligi.
Przez 8 minut – zgodnie z zapowiedziami – kibice GieKSy też zachowywali ciszę. Doping rozpoczęli w symbolicznej, dziewiątej minucie. Wisienką na torcie mógł być w tym momencie gol Oskara Repki, który jednak chybił nieznacznie, uderzając piłkę głową. Co się odwlecze…
Ostatni taki „kocik”. Tłuste golonki, dwa piwka przed snem i fajka za rogiem klubowego budynku [„SUPER OKIEM”]
Kiedy trybuny wciąż skandowały „Jasiu Furtok GKS”, Marcin Wasielewski posłał dokładną piłkę w narożnik pola bramkowego, a Arkadiusz Jędrych głową „odwrócił” centrę w długi róg bramki gości! Po tym trafieniu wszyscy GieKSiarze przy linii bocznej zapozowali fotoreporterom i kamerzystom oczywiście z żółto-czarną koszulką z numerem 9.
Prowadzenie dało katowiczanom pewność poczynań na murawie, umacnianą jeszcze niemilknącym dopingiem z trybun. Gospodarze nie dawali sobie odebrać inicjatywy, choć w samej końcówce 1. połowy Dawid Kudła został niespodziewanie mocno przetestowany przez Maksyma Chłania (z dystansu) i Bohdana Wjunnyka (z 5 metrów). W obu przypadkach (41. i 45. minuta) reagował bezbłędnie. A w międzyczasie…
Najbliżsi żegnają Jana Furtoka. Wzruszające wspomnienie: „Mama nie mogła mi wybrać lepszego chrzestnego
… katowiczanie wyprowadzili wzorcową kontrę. Lukas Klemenz, którego w zimowej przerwie czeka leczenie (zapewne z interwencją chirurgiczną) posłał kapitalne kilkudziesięciometrowe podanie do Sebastiana Bergiera. Ten wymienił podania z Adrianem Błądem, a potem nieuchronnie strzelił do siatki!
Lechia, która z wcześniejszych wizyt na Śląsku wracała z satysfakcją i punktami (wygrana 3:2 w Zabrzu, remis 3:3 w Gliwicach), po przerwie szukała bramki kontaktowej. Groźnie było chociażby po minimalnie niecelnej próbie Wjunnyka. Powtórka z 1. połowy – czyli przeciągłe „Jasiu Furtok GKS” w 9. minucie drugiej odsłony – obudziło jednak gospodarzy, którzy odzyskali kontrolę nad meczem.
Bramkę kolejki – a może i całej jesieni – mógł w 77. minucie zdobyć ponownie Bergier. W jego strzale efektowną przewrotką z 8 metrów nie brakowało niczego poza… elementem zaskoczenia bramkarza. Bohdan Sarnawskyj zareagował instynktownie, ale skutecznie, i zebrał oklaski równe tym przeznaczonym dla strzelca.
Katowiczanie prowadzenia więc ostatecznie podwyższyć nie zdołali, ale pewne 2:0 dowieźli do końcowego gwizdka, nie zostawiając gdańszczanom cienia złudzeń. A najbliżsi Jana Furtoka obecni na trybunach ukradkiem ocierali łzy wzruszenia mieszające się ze łzami radości. „Furgoł” ma godnych następców!
GKS Katowice – Lechia Gdańsk 2:0 (2:0)
1:0 Jędrych 14. min, 2:0 Bergier 43. min
Sędziował: Marcin Kochanek. Widzów: 6699
GKS: Kudła – Czerwiński (72. Kuusk), Jędrych, Klemenz - Wasielewski, Milewski, Repka, Galan - Błąd Ż (90+1. Błąd), Mak (72. Marzec) - Bergier (89. Arak)
Lechia: Sarnawskyj – Gueho (80. Wójtowicz), Pllana, Olsson, Conrado (90. Wendt) – Piła, Kapić, Želizko, Carenko (54. Sezonienko), Chłań Ż (80. Kałahur) – Wjunnyk (80. Bułeca)