Piłkarze mistrza Polski bez powodzenia próbowali przebić się przez obronę warszawskiego zespołu. Zaporą nie do przejścia okazał się Tobiasz, który zachowywał czujność. Świetnie zachował się m.in. już na początku spotkania, gdy w sytuacji sam na sam był górą w starciu z Joao Amaralem. Strzał Portugalczyka obronił tzw. pajacykiem. - Lech chciał szybko strzelić gola - powiedział Tobiasz po zawodach w rozmowie z oficjalną stroną Legii. - Wiadomo, że taka bramka może szybko podciąć skrzydła. Moja interwencja mogła być kluczowa, ale taka jest moja robota - stwierdził.
Piąte czyste konto
Później poradził sobie także z uderzeniami m.in. Mikaela Ishaka czy Jespera Karlstroema. Punkt wywalczony z mistrzem Polski to jego zasługa. To dla młodego bramkarza już piąty w lidze mecz z czystym kontem. Po każdym takim spotkaniu zawodnik Legii wpłaca tysiąc złotych na cel charytatywny. Przed sezonem dołączył do akcji „Murowane Pomaganie”, którą rozpoczął Kacper Bieszczad, bramkarz Zagłębia Lubin.
Kibice Lecha chcieli go sprowokować
Legia w końcówce grała w osłabieniu, bo Artur Jędrzejczyk został upomniany czerwoną kartką (za drugą żółtą) za faul na Ishaku. Właśnie w końcówce doszło do skandalu z udziałem kibiców Lecha siedzących na trybunie za bramką Tobiasza. Na murawę poleciał różne przedmioty, m.in. butelki. Cud, że młody bramkarz, a także inni piłkarze, nie zostali trafieni. - Nikogo nie prowokowałem - tłumaczył Tobiasz, cytowany przez klubowe media. - Kibice Lecha chcieli mnie sprowokować. Ale nie udało im się tego zrobić. Były wyzwiska, butelki... Jeśli ktoś spróbuje mnie o to obwiniać, to chyba nie jest zbyt inteligentny. Powiedziałem sędziemu, że nie będę kontynuował gry w takich warunkach, bo komuś może się coś stać. Nie mówię tylko o naszych zawodnikach, ale również graczach Lecha – wyjawił bramkarz Legii.