Był mecz podwyższonego ryzyka. O tyle, że Ruch miał ponoć Lechii odpuścić trzy punkty, a wszystko to w ramach wdzięczności za wycofanie skargi do PKOl i przetasowanie w tabeli ligowej. Na boisku nie było tego jednak widać. Chorzowianie grali o wszystko, ale ich pech - trafili na dobrze dysponowany zespół z Gdańska. No i trafili na Milosa Krasicia, któremu akurat zachciało się biegać i grać w piłkę.
To właśnie Serb w pierwszej połowie dwukrotnie dograł futbolówkę do partnerów, a ci wpakowali piłkę do siatki. Najpierw Grzegorz Kuświk, później Flavio Paixao. W obu przypadkach koszmarnie zachował się Michał Koj. Najpierw serbski skrzydłowy, jak za dawnych lat w Juventusie Turyn, zrobił sobie z defensora Ruchu wiertło, a później Paixao bez najmniejszych problemów przepchnął przeciwnika, a ten miast walczyć, padł na murawie i liczył na litość arbitra. Niedoczekanie. Gwizdka nie usłyszał, a na dodatek w ostatnich minutach wyleciał z murawy za dwie żółte kartki.
Niebiescy odpowiedzieli tylko golem Tomasza Podgórskiego. To było jednak za mało, co oznacza, że Lechia zdystansowała Zagłębie Lubin w tabeli ligowej i awansowała na czwarte miejsce w tabeli. Upragnione, gwarantujące start w europejskich pucharach.
Lechia Gdańsk - Ruch Chorzów 2:1 (2:0)
Bramki: Kuświk 25, Paixao 35 - Podgórski 56
Lechia Gdańsk: Vanja Milinković-Savić - Rafał Janicki, Mario Maloca, Jakub Wawrzyniak - Milos Krasić (82' Lukas Haraslin), Michał Chrapek (73' Gerson) - Grzegorz Wojtkowiak, Sebastian Mila (69' Aleksandar Kovacević), Sławomir Peszko - Flavio Paixao, Grzegorz Kuświk.
Ruch Chorzów: Matus Putnocky - Martin Konczkowski, Rafał Grodzicki, Mateusz Cichocki, Michał Koj - Łuksz Surma, Łukasz Hanzel - Tomasz Podgórski (74' Przemysław Bargiel), Patryk Lipski, Łukasz Moneta (85' Michał Efir) - Mariusz Stępiński.