Super Express: - Jak się panu podoba obecny Lech?
Bartosz Bosacki: - Jest duży progres w tym, jak drużyna została zbudowana w porównaniu do poprzednich lat. Podsumowanie nastąpi po dwóch ostatnich kolejkach, bo ktoś będzie mógł się przyczepić, jeśli Lech tego mistrzostwa nie zdobędzie.
- Bierze pan to pod uwagę, skoro nawet terminarz Lech ma korzystny, bo nie musi już wyjeżdżać z Wielkopolski?
- Sprawa mistrzostwa do samego końca nie będzie rozstrzygnięta, bo nie takie rzeczy działy się w piłce. Nie powiem, że obawiam się meczu z Wartą, bo Lech ma większy potencjał, ale wiele czynników będzie ważnych. Warta osiągnęła swój cel, bo utrzymała się w lidze i zagra na luzie, a wówczas wiele rzeczy wychodzi lepiej na boisku. Na Lechu było widać presję już w Gliwicach, gdzie nie zagrał zbyt dobrego meczu, ale zdobył punkty. Przypomnę sytuację sprzed 12. lat, gdy Wisła Kraków – z którą walczyliśmy o mistrzostwo - również na dwie kolejki przed końcem wydawała się pewniakiem, gdy grała z lokalnym rywalem, Cracovią. A jednak tylko zremisowała po samobóju Mariusza Jopa. A my zaczęliśmy łapać tlen, wygraliśmy w końcówce mecz z Ruchem, wyprzedziliśmy Wisłę, a w ostatnim meczu pokonaliśmy Zagłębie Lubin i zostaliśmy mistrzem. Może to dobry znak , że Lech znów zakończy sezon meczem z Zagłębiem, ale łatwo w dwóch ostatnich meczach nie będzie.
Runjaic nie przyjął tej decyzji Pogoni najlepiej. Wbił szpilkę władzom klubu
- Na pomoc sąsiadów zza między Lech nie może liczyć?
- Moim zdaniem nie. Zresztą trener Warty Dawid Szulczek zapowiedział, że zagrają o zwycięstwo. Dla tych chłopaków to szansa pokazania się, grają o nowe kontrakty. Jest cała masa aspektów, że Warta chciała będzie grać i uzyskać korzystny wynik. Jako poznaniak i były piłkarz Lecha powinienem powiedzieć, że Lech będzie mistrzem, ale mam świadomość, że to tylko sport.
- Pamiętam, że rok temu po nieudanym sezonie miał pan wielkie zastrzeżenia, że w Lechu grało mało Polaków, więc zwrócę uwagę, że w ostatnim meczu z Piastem wyszło ich na boisko... dwóch.
- Mówiąc o progresie Lecha miałem na myśli budowę zespołu, że ma szeroką kadrę – dwóch, trzech piłkarzy na każdą pozycję, ale nie wycofuję się z tego, że w meczowym składzie brakuje mi Polaków. Brakuje piłkarzy, którzy po dobrych występach już w najbliższych rozgrywkach pucharowych będą mogli być sprzedani, bo wiadomo, że polskie kluby jeszcze długo będą żyły ze sprzedaży zawodników. Przykro jest patrzeć, że w składzie Lecha wychodzi dwóch Polaków. Nie mówię tego tylko w kontekście Lecha, ale reprezentacji Polski. Rodzi się pytanie - z kogo oprócz piłkarzy grających za granicą selekcjoner ma wybierać, skoro w drużynie aspirującej do mistrzostwa gra dwóch Polaków. Czy ma powoływać piłkarzy z drużyn które są na 10 czy 11. miejscu w tabeli i w nich gra więcej polskich zawodników?
Transfery: Paweł Olkowski wraca po 8 latach do Górnika Zabrze. W Bundeslidze grał razem z Podolskim.
- Który z piłkarzy Lecha jest dla pana największym pozytywem w tym sezonie?
- Dla mnie Joao Amaral. Wrócił z wypożyczenia i jest tym, który wprowadza wiele pozytywnych rzeczy do gry Lecha. Byłem zaskoczony, że nie było go w składzie w finale Pucharu Polski i brakowało go w pierwszej fazie meczu. Jeśli jest w składzie, to dużo dobrego dzieje się w ofensywie Lecha. Amaral jest przykładem tego, jak dużo może się zmienić w krótkim czasie. Zawodnik, który dwa sezony wcześniej grał w Lechu ogony, albo nie grał wcale, stał się wiodącym piłkarzem. To przykład do wykorzystania w rozmowach z młodymi piłkarzami, którym w głowach może się gotować, że nie grają. A tu przychodzi taki moment, nowy trener, zmiana koncepcji i wszystko się zmienia. To dla mnie największy pozytyw. Chyba nikt nie przypuszczał, że w tym sezonie w składzie Lecha zabraknie Pedro Tiby, choć to inna pozycja, a tak dużą rolę odegra Amaral. Oczywiście bardzo ważny jest też Mikael Ishak, który może nie gra efektownie, ale jest bardzo efektywny.