W weekend Legia stanęła przed znakomitą okazją, by objąć prowadzenie w wyścigu o mistrzostwo Polski. Swoje mecze przegrały Lech Poznań i Jagiellonia Białystok. "Wojskowi" nie wykorzystali jednak prezentów i przegrali na własnym boisku z Zagłębiem Lubin 0:1. Posadą zapłacił za tę wpadkę trener Romeo Jozak, na którego barkach spoczął ciężar odpowiedzialności za formę warszawskiego zespołu. Chorwata zastąpił jego rodak i dotychczasowy asystent, Dean Klafurić. Środowy mecz Pucharu Polski z Górnikiem pokazał, że 45-latek nie jest czarodziejem i nie dysponuje magiczną różdżką.
Legia - Górnik SKRÓT MECZU [WIDEO]
Nowy-stary szkoleniowiec miał kilka dni, by odmienić oblicze zespołu z Łazienkowskiej. Mówiło się o wprowadzonych przez niego zmianach, m. in. dłuższych odprawach przedmeczowych i rozmowach z piłkarzami. Do rewanżu z Górnikiem Legia przystąpiła w nieco innym zestawieniu personalnym i taktycznym. Nie oznacza to oczywiście, że roszady Klafuricia wyszły zespołowi na dobre. Chorwat postawił na trio polskich graczy ofensywnych: Michała Kucharczyka, Jarosława Niezgodę i Sebastiana Szymańskiego. Z tego ostatniego zrezygnował szybko w drugiej połowie, zastępując go Kasperem Hamalainenem. Wydawało się, że "Wojskowi" zagrają ofensywnie 4-3-3, lecz momentami ustawiali się na boisku tak jak rywal, w płaskim ustawieniu 4-4-2.
Wszyscy spodziewali się, że mistrzowie Polski będą chcieli zdominować przeciwników, zaskoczyć ich agresywnym odbiorem i wysokim pressingiem (tak było w pierwszym meczu w Zabrzu). Stołeczni fani domagali się szybko strzelonej bramki, która poskromiłaby ambicję rywala i udowodniła, że kryzys jest już daleko poza stolicą. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Legia wyglądała blado i niepewnie. Grała u siebie, a fragmentami cofała się na własną połowę i pozwalała rozgrywać swobodnie zabrzanom. W pierwszej połowie nie oddała celnego strzału na bramkę Tomasza Loski, a parę razy przed utratą gola uchroniło ją szczęście lub interwencje świetnie dysponowanych Michała Pazdana i Radosława Cierzniaka.
Legia - Górnik [Zapis relacji LIVE]
Zaryzykujemy tezę, że nie byłoby awansu Legii do finału, gdyby nie 66. minuta i czerwona kartka bramkarza Górnika. W tamtym momencie goście prowadzili 1:0 i to oni byli bliżej awansu. Loska zagrał jednak piłkę ręką poza polem karnym i sędzia słusznie usunął go z boiska. Gospodarze szybko zrobili użytek z zaistniałych okoliczności. Michał Kucharczyk strzałem z rzutu wolnego wyrównał stan meczu. W tym przypadku pomogło mu szczęście, bo piłka prześlizgnęła się przez mur złożony z obrońców Górnika. Trudno przypuszczać, by "Kuchy King" mógł przewidzieć, że Paweł Bochniewicz przesunie się akurat w ten, a nie inny sposób.
Szczęście "Wojskowych" dopełniło się w siódmej minucie doliczonego czasu gry. Swój instynkt snajperski zaprezentował Jarosław Niezgoda i to on został bohaterem Legii. Napastnik strzałem głową zdobył bramkę na 2:1 i wprowadził drużynę do finału Pucharu Polski. W nim podopieczni Deana Klafuricia zmierzą się z obrońcą trofeum, Arką Gdynia. To spotkanie już 2 maja na PGE Narodowym.
Jak w tym przysłowiu o jaskółce i wiośnie, tak też w przypadku Legii Warszawa. Jedna wygrana o niczym nie świadczy. W środowy wieczór "Wojskowi" nie przekonywali i nie sprawiali wrażenia drużyny pewnej swych umiejętności i własnej dominacji. Na pytanie postawione w tytule artykułu odpowiadamy: "Nie, kryzys wciąż trwa", ale zaznaczyć trzeba, że zwykle w piłce czarne chmury przepędzane są właśnie przez takie mecze, jak ten z Górnikiem. Zwycięstwo w takich okolicznościach może tchnąć w Legię wiarę, która okaże się bezcenna w walce o mistrzowski tytuł. W niedzielę kolejny test dla warszawian. Pojadą do Krakowa na mecz z Wisłą, który już wygrać muszą.
Wyniki na żywo - sprawdź na kogo warto postawić
Tabele i statystyki z 16 dyscyplin