Jeśli po piątkowym meczu Zagłębia Lubin z Legią Warszawa mielibyśmy wyciągać jakieś wnioski, to tym pierwszym byłoby z pewnością stwierdzenie, że warto było tyle czasu czekać na powrót LOTTO Ekstraklasy. Bo starcie drużyn Mariusza Lewandowskiego i Romeo Jozaka dostarczyło nam naprawdę mnóstwa emocji.
"Wojskowi" od początku spotkania byli stroną dominującą. Mieli przewagę w środku pola, gdzie nieźle wyglądali dwaj nowi zawodnicy - Chris Philipps i Domagoj Antolić. Zagłębie nie radziło sobie też z agresywnymi odbiorami rywali i nie potrafiło dłużej utrzymać się przy piłce, a co za tym idzie nie szło im też kreowanie akcji. Legia naciskała i wreszcie przyniosło to efekt. Choć bramka padła nie po koronkowej akcji, a dobrze wykonanym stałym fragmencie gry. Do dośrodkowania Sebastiana Szymańskiego z rzutu rożnego wyskoczył Jarosław Niezgoda i z bliska nie dał szans Piotrowi Leciejewskiemu.
Do przerwy wynik się już nie zmienił, ale - przynajmniej jeśli chodzi o zespół ze stolicy - można było zaobserwować scenariusz znany już z jesieni - po dobrej połowie przyszła nagle dużo gorsza druga. Ale miało to bezpośrednią przyczynę w tym, że Zagłębie już po kilkudziesięciu sekundach od wznowienia spotkania zdołało wyrównać. Jakub Mares wykorzystał dośrodkowanie Bartłomieja Pawłowskiego oraz gapiostwo Michała Pazdana i z bliska trafił do siatki.
Po chwili mogło być nawet 2:1 dla gospodarzy, ale Arkadiusz Malarz w tylko sobie znany sposób zatrzymał dobitkę uderzenia Alana Czerwińskiego. Choć już do tego momentu na boisku działo się sporo, to było to dopiero preludium tych największych emocji. Kilkanaście minut później po raz kolejny błysnął Niezgoda. Dostał piłkę od Eduardo da Silvy, balansem ciała zwiódł rywala i strzałem zza pola karnego nie dał szans bramkarzowi. Po tej akcji natychmiast niektórzy zaczęli go porównywać m.in. do... Macieja Żurawskiego jeszcze za czasów gry w Wiśle Kraków. Gdy wydawało się, że to właśnie młody Polak zostanie bohaterem spotkania, po raz kolejny odpowiedział Mares. I znów z dużym udziałem Pazdana. Obrońca Legii zachował się bardzo nieodpowiedzialnie we własnym polu karnym, gdzie zagrał ręką, a snajper Zagłębia pewnie wykorzystał "jedenastkę".
Jednak i to nie był koniec emocji. Kilka minut wcześniej na murawie pojawił się wracający po bardzo długiej kontuzji Miroslav Radović i okazało się, że ostatecznie to on został bohaterem spotkania. W jednej z ostatnich akcji meczu Eduardo dostał prostopadłą piłkę w pole karne, gdzie został powalony przez Leciejewskiego. Do stojącej na wapnie futbolówki podszedł rzeczony Radović i pewnym strzałem dał Legii zwycięstwo. Chwilę później sędzia Mariusz Złotek zakończył mecz, a "Wojskowi" mogli się cieszyć z wygranej i odskoczenia Górnikowi Zabrze na pięć punktów. I jedno jest pewne - co by się nie zdarzyło w tej kolejce, to drużyna z Łazienkowskiej pozostanie liderem LOTTO Ekstraklasy.
ZAGŁĘBIE LUBIN - LEGIA WARSZAWA 2:2
Bramki: Jakub Mares 46, 91 - Jarosław Niezgoda 16, 67
Żółte kartki: Sasa Balić, Krzysztof Janus, Lubomir Guldan - Arkadiusz Malarz, Adam Hlousek, Domagoj Antolić
Zagłębie: Leciejewski - Czerwiński, Guldan, Kopacz, Balić - Matuszczyk, Kubicki - Janoszka (46. Janus), Jagiełło, Pawłowski (69. Moneta) - Mares
Legia: Malarz - Jędrzejczyk, Pazdan, Remy, Hlousek - Mączyński, Philipps, Antolić - Hamalainen (93. Kucharczyk), Niezgoda (86. Radović), Szymański (46. Eduardo)