Luquinhas, Legia Warszawa

i

Autor: Artur Hojny/Super Express Luquinhas

Luquinhas: Moim idolem jest Neymar, chciałbym choć trochę się do niego zbliżyć

2019-07-30 20:22

Brazylijski pomocnik Luquinhas (23 l.) ma być jednym z głównych atutów Legii w tym sezonie. Pozyskany z portugalskiego Aves zawodnik, ma, jak się wydaje, spore możliwości i w pierwszych meczach pokazał się z dobrej strony. Jego droga do dużej piłki nie była jednak usłana różami. Spanie na lotnisku, nieuczciwy pośrednik, ale też trenowanie w jednym klubie z takimi gwiazdami światowej piłki jak Luka Jović czy Joao Felix. W życiu nowego gracza klubu z Łazienkowskiej sporo się już wydarzyło , mimo że jest dopiero na początku kariery.

„Super Express” - Jesteś w Warszawie już trochę czasu. Pierwsze wrażenia są…
Luquinhas: - Bardzo, bardzo pozytywne. Miasto jest super, a klub największy w kraju. Do tego kibice, absolutnie fanatyczni. Legia daje możliwość rozwoju, dlatego tu przyszedłem. Podoba mi się cała struktura klubu, organizacja, no i stadion… Już pierwszy mecz na tym obiekcie był dla mnie dużym, pozytywnym przeżyciem. A miasto będę się starał poznać jak najlepiej, bo z tego co już wiem, jest tu co oglądać. I pod względem historii, i fajnego spaceru, bo dużo tu fajnych parków. Tyle że na razie gramy co trzy dni, więc to zwiedzanie muszę przełożyć na później.

- Ile miałeś ostatnio ofert?
- Przed Legią zgłosił się Ludogorec, z Bułgarii. I gdyby nie to, że Legia weszła do gry, to pewnie wylądowałbym w Bułgarii.

- To mając do wyboru: Legia czy Ludogorec, czemu wybrałeś Legię?
- Tak naprawdę ze względu na wszystko. Na klub, kibiców, stadion, miasto. Jeśli się zestawiło wszystkie za i przeciw w tych dwóch przypadkach, nietrudno było podjąć decyzję. Po prostu uznałem, że Legia i Warszawa to lepsze miejsce dla mnie.

Bez Neymara też możemy być najlepsi

i

Autor: AP Bez Neymara też możemy być najlepsi

- Po pierwszych meczach widać, że lubisz dryblować, nie boisz się walki jeden na jeden. Jest piłkarz, na którym się wzorujesz?
- Tak, na pierwszym miejscu wymieniłbym Neymara. Chciałbym chociaż zbliżyć się do tego co on potrafi. Na drugiej pozycji wśród idoli stawiam Lucasa Mourę. Na trzecim dałbym Messiego.

- Twoje silne i słabe strony we własnej ocenie?
- Silne to szybkość i technika. Muszę natomiast pracować nad wykończeniem, w decydujących momentach chciałbym być bardziej efektywny. Pod tym względem na pewno mam spore rezerwy.

- Pierwsze spostrzeżenia na temat różnicy lig: polskiej i portugalskiej?
- Od początku widzę, że w Polsce to wszystko jest bardziej wyrównane. W Portugalii masz Porto, Benficę i Sporting, a cała reszta wie, już na początku sezonu, że o tytule to sobie może tylko pomarzyć. W Polsce jest inaczej. Te karty wcale nie są rozdane już na początku rozgrywek, różnice są mniejsze, a żeby wygrać mecz, z kimkolwiek, trzeba włożyć mnóstwo sił.

- Ano właśnie. Wygraliście w Kielcach, radzicie sobie w Lidze Europy, ale wielu kibiców Legii mówi, że styl jest kiepski, że nie da się na to patrzeć, że daleko wam do „jogo bonito", czyli "pięknej gry".
- Ja kibiców rozumiem. Ktoś przychodzi na stadion, płaci za bilet więc oczekuje SPEKTAKLU. Najchętniej chciałby, żeby jego zespół każdy mecz wygrywał efektownie, a nie żeby to się na przykład kończyło wymęczonym 1:0. Ja, jako piłkarz, chciałbym tak samo. Ale… Przecież przed tym sezonem było kilka zmian. Niektórzy odeszli, jest kilku nowych zawodników. Tego od razu nie da się złożyć w perfekcyjną całość. Potrzebujemy jako zespół trochę czasu…

Legia Warszawa

i

Autor: Cyfra Sport Legia Warszawa

- Już w czwartek gracie rewanż z Finami w Lidze Europy. Po skromnej wygranej 1:0 nie drżysz, nie boisz się, że możecie odpaść?
- Ani nie drżę, ani się nie boję. I wcale nie dlatego, że jestem butny. Nie, mam szacunek do rywala, ale po prostu wierzę w naszą pracę. Jestem przekonany, że nic złego nam się tam nie stanie i awansujemy.

- Legia ma dość bogatą historię jeśli chodzi o Brazylijczyków. Znasz nazwiska rodaków, którzy grali tu przed tobą?
- W klubie widziałem zdjęcia Eduardo i Guilherme. Generalnie wiem, że Brazylijczycy pokazali się tu z dobrej strony. Dobrze byłoby podtrzymać tę pozytywną opinię.


- Twoja droga do dużej piłki nie była usłana różami. Ile prawdy jest w artykule w portugalskim dzienniku „Record”, który pisał, że jako nastolatek nie miałeś co jeść i gdzie spać. A wszystko przez nieuczciwego pośrednika…
- Ten artykuł jest prawdziwy. To było wtedy, gdy z rodzinnego miasta ruszyłem do Sao Paulo. Pewna osoba, nie chcę wymieniać jej nazwiska, obiecała, że załatwi mi klub. Na miejscu okazało się jednak, że nikt na mnie nie czeka. Zaczepiłem się na testy do jednego z lokalnych klubów, ale nic z tego nie wyszło. Z pieniędzmi, a więc co za tym idzie z jedzeniem było krucho. A co do tego spania. Tak, spałem dwie doby na lotnisku, przed powrotem do domu. Nie miałem pieniędzy na bilet, w końcu kupił mi go kolega i tak wróciłem do siebie. Cała ta gehenna trwała trzy tygodnie. Najgorszy okres w moim życiu.

- Rzeczywiście zataiłeś przed mamą, że było tak źle?
- Tak, nie chciałem, żeby się denerwowała. Choć oczywiście, po powrocie usłyszałem od niej co o tym myśli. Najważniejsze jednak, że to już tylko wspomnienie. Potem był wyjazd do Portugalii, następnie z małego klubu przejście do Benfiki. I choć nie zagrałem w pierwszym zespole, to pobyt w tym klubie to niezapomniane przeżycie, świetna szkoła futbolu.

Luka Jović, Real Madryt

i

Autor: East News Luka Jović

- To właśnie w Benfice zetknąłeś się z Luką Joviciem, obecnie piłkarzem Realu Madryt. To najlepszy piłkarz, z którym byłeś w jednym zespole?
- Do Jovicia dorzuciłbym jeszcze Joao Felixa, który niedawno przeszedł do Atletico Madryt. Z nim też spotkałem się w Benfice B.

- Tak ogólnie: dla kogo grasz, komu dedykujesz to co spotyka cię dobrego w świecie futbolu?
- Rodzinie i żonie. Z Jessicą, małżonką, jesteśmy razem już osiem lat. Pierwszego gola, którego strzelę dla Legii, zadedykuję właśnie jej. Za to, że zawsze mogę na nią liczyć. I jak wspominałem, najbliżsi. Mam dwóch braci i dwie siostry. Mieszkają w Brazylii, natomiast mam jeszcze jednego „członka” rodziny. To pies Teo. Wprawdzie jest Portugalczykiem, ale podróżował już ze mną do Brazylii, a teraz jest ze mną w Warszawie. Czuje się tu znakomicie, choć zastanawiam się jak zniesie zimę. Nie za bardzo ma bowiem doświadczenia życia w niskich temperaturach (śmiech).

- A wracając na boisko. Gdybyś miał wymienić jedno piłkarskie marzenie?
- Chciałbym któregoś dnia wygrać Ligę Mistrzów.

- Z Legią będzie to trudne, dla polskich drużyn to nieosiągalne…
- (śmiech). Zdaję sobie z tego sprawę. Mam nadzieję, że mój pobyt w Legii będzie bardzo udany, natomiast naturalne jest to, że każdy chce grać jak najwyżej. I może któregoś dnia będę na tyle dobry, że tę Ligę Mistrzów z kimś wygram. To właśnie moje marzenie.

Legia Warszawa, oprawa, kibice Legii

i

Autor: Cyfra Sport Oprawa Legionistów na meczu z Lechią Gdańsk

- Brazylijczycy są z reguły religijni, podobnie jak Polacy. Bóg pełni ważną rolę w twoim życiu, czy niekoniecznie?
- Pełni bardzo ważną. Jako osoba wierząca uważam, że idę ścieżką wyznaczoną przez Boga. To, że tu jestem, teraz, w tym momencie, też uważam za dopust Boży.

- Po pierwszych meczach komentarze wielu kibiców Legii są takie, że „coś” w tym Luquinhasie jest. Masz dla nich jakąś wiadomość?
- Tak. Chciałbym powiedzieć, że jeszcze przed podpisaniem kontraktu, gdy wiadomo już było, że Legia mnie chce, oglądałem w internecie, na różnych mediach społecznościowych, ich doping, oprawy. To robiło i robi wrażenie. I mam prośbę, żeby mocno nas wspierali. Nawet jeśli nie gramy jeszcze tego co by chcieli, to cel mamy taki sam jak nasze trybuny: zostać mistrzem. A do tego potrzebujemy ich pomocy.

Najnowsze