Sportowcy po zakończeniu kariery bardzo często zostają działaczami. W przypadku dziennikarzy to wciąż niecodzienna sytuacja. Mateusz Borek mógł pójść taką ścieżką lata temu i decydować o kształcie największych polskich klubów.
Wiemy, ile Legia Warszawa zapłaciła za testy na koronawirusa. Kwota robi wrażenie
- Miałem kiedyś okazję rozmawiać z Adamem Mandziarą, który był bardzo blisko prezesa Cupiała. Rozmawialiśmy o tym, czy bym nie chciał poprowadzić Wisły. To było dosyć dawno temu. Później miałem wstępną propozycję, czy bym nie chciał się przymierzyć do pracy w Legii na wysokim stołku. Była też dyskusja o Lechii Gdańsk - powiedział w programie "Mój pierwszy raz" na Kanale Sportowym.
Zbigniew Boniek podzielił się SMUTNYM zdjęciem. W tle charakterystyczny obiekt [ZDJĘCIE]
Mimo ofert Borek nie zdecydował się na tak radykalny krok w swoim życiu i zamianę kabiny komentatorskiej na gabinet prezesa czy dyrektora. Wyjaśnił, dlaczego tak postąpił.
- Ostatecznie się na to nie zdecydowałem, tylko wspólnie z kilkoma kolegami pobawiliśmy się przez rok czy półtora w trzecioligowy Motor Lublin, bo tam widzieliśmy potencjał, ale na pewne układy nie było rady, chociaż bardzo mi się to podobało. Może mogłem spróbować, doświadczyć. Chyba się przestraszyłem, że nie będę miał normalnego powrotu do swojego zawodu. (...) Trudno mi sobie wyobrazić, żeby kibic Legii czy Lecha mnie zaakceptował, gdybym przez trzy lata zarządzał Wisłą. (...) Podejrzewam, że po każdej transmisji by mi się dostawało. Może się przestraszyłem, może nie byłem na to gotowy - tłumaczył Borek.
W ostatnich latach drogę od dziennikarza sportowego do działacze przeszli np. Leszek Bartnicki (Chojniczanka Chojnice, Motor Lublin, GKS Tychy) oraz Dariusz Czernik (Górnik Zabrze).
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj