„Super Express”: Od meczu minęło już kilkadziesiąt godzin, ale wciąż wrze, chodzi głównie o decyzje sędziego Musiała. Jak je pan ocenia?
Michał Listkiewicz: - Jak rozumiem, najwięcej emocji wzbudza niepodyktowany rzut karny i strzał Carlitosa. No to po kolei: co do karnego, to słuszna decyzja, nie powinno być jedenastki po starciu z Kucharczykiem. Bramkarz Piasta czysto trafił w piłkę, więc nie ma o czym mówić…
- Ale prezes Boniek w „Prawdzie Futbolu” Romana Kołtonia powiedział, że karny powinien być, tak jak w pierwszym odruchu pokazał Musiał, a konsultacja z VAR-em niepotrzebna w tej sytuacji.
- Chylę czoło przed Zbyszkiem Bońkiem w kwestii jego dokonań piłkarskich, natomiast co do sędziowania to pozwolę sobie mieć tu inne zdanie, a uważam, że na sprawach związanych z arbitrami znam się nie gorzej niż on. Powtarzam: słuszna decyzja o tym, że karnego nie było.
- No to druga sytuacja, strzał Carlitosa…
- Tu mamy bardziej skomplikowaną sprawę. Faktycznie: z wszystkich powtórek wynika, że raczej była bramka. Ja zawsze sędziowałem na nos i mój nos w tej sytuacji by mi podpowiedział, żeby uznać gola. Natomiast… Powiedzmy, że to była bramka tak na 80 procent, bo, jak mówię, powtórki na to wskazują, ale z drugiej strony tylko goal line technology mogłaby rozstrzygnąć to w stu procentach. A że nie mamy takiej technologii, a VAR w tym przypadku jest bezradny, to sędzia został ze swoimi wątpliwościami. I nie mając stu procent pewności, mógł podjąć taką decyzję jaką podjął… Choć w tej sytuacji to oczywiście bardziej kwestia liniowego, a nie samego Musiała.
- Czyli co? Błąd w ustawieniu liniowego?
- Pół żartem, pół serio mogę powiedzieć, że czasem taka decyzja liniowego może przesądzić o tym, że dany arbiter ma swój pomnik czy stadion. Może gdyby zdecydował się jednak wskazać, że padł gol, to i na Legii miałby coś swojego imienia? Jak słynny liniowy Tofik Bachramow, który zadecydował, w finale mundialu 1966 roku, że piłka po uderzeniu Anglika Hursta przekroczyła całym obwodem linię bramkową. Już nie żyje, ale ma i pomnik, i stadion. Ale już na poważnie: w takiej sytuacji sędzia boczny najpierw pilnuje ewentualnego spalonego, czyli stoi mniej więcej na linii muru. A że piłka jest zawsze szybsza od człowieka, to w takiej sytuacji arbiter nie zawsze zdąży się przemieścić, żeby ocenić takie uderzenie. Trochę pech, ale taki szybki to nawet nie był Carl Lewis czy Usain Bolt. Reasumując jednak: gdyby boczny zadecydował, że gol, to by się z tego wybronił.
- Wniosek jest taki, że tylko VAR plus goal line technology uwolnią nas od kontrowersji?
- Goal line technology jest strasznie droga, a poza tym nie wszystkie nasze stadiony nadają się infrastrukturalnie do tego, aby ją zainstalować. VAR jest o wiele częściej przydatny, a takie sytuacje jak ta po uderzeniu Carlitosa zdarzają się na szczęście bardzo rzadko. Szczęście arbitrów polega też na tym, że nie wypaczyli wyniku meczu.
- To w skali szkolnej, od 1 do 6, jaką notę wystawiłby pan Musiałowi?
- Czwórkę z plusem. Dobrze zarządzał boiskowymi decyzjami, podjął słuszną decyzję w sytuacji z Kucharczykiem, a o strzale Carlitosa już mówiliśmy. To jak z genialnym muzykiem. To że raz zagrał być może fałszywą nutę, nie znaczy, że cały jego koncert był zły. Ale ja przy okazji zwróciłbym uwagę na coś innego: zachowanie trenera Sa Pinto. Robi rzeczy niedopuszczalne.
- Co ma pan na myśli?
- Przecież on przy okazji każdego meczu wbiega na boisko. Kłóci się, przepycha, jątrzy. To prowokuje, bo inni pomyślą: skoro on może wbiegać to ja też! Za takie zachowanie w Lidze Mistrzów już byłby ukarany. Może trzeba przenieść zwyczaje z NBA: jeden taki numer – 20 tysięcy dolarów kary, drugi 50 tysięcy…
- Sa Pinto jest znany z takich zachowań…
- Ale co to znaczy, że jest znany?! To gdybym ja bym znany z tego, że lubię dać komuś w ryj na ulicy, to wszyscy mają to akceptować? Nie! I jeszcze jedno: w Polsce mówimy dużo o sędziowaniu, nie słyszałem, żeby gdzie indziej było tyle dyskusji na ten temat. O czym to świadczy? Że nasza piłka jest słaba i nie bardzo jest o czym rozmawiać.