Przypomnijmy - w niedzielę 5 marca Motor Lublin wygrał u siebie mecz II ligi z GKS Jastrzębie 2:1, ale zdecydowanie głośniej zrobiło się o skandalicznych scenach po ostatnim gwizdku. Trener Motoru, Goncalo Feio, starł się z ówczesną rzeczniczką klubu, Pauliną Maciążek. W obronie kobiety stanął prezes Paweł Tomczyk, a spięcie skończyło się... wizytą w szpitalu. Portugalczyk w trakcie kłótni rzucił w kierunku prezesa metalową podkładką na dokumenty i trafił go w głowę. Za to zachowanie został ukarany przez Polski Związek Piłki Nożnej grzywną w wysokości 30 tysięcy złotych i dyskwalifikacją zawieszoną na dwa lata. Wydawało się, że ten wyrok zamknie całą aferę, ale po dwóch miesiącach do sprawy wrócił były już współpracownik Feio. Martin Bielec był asystentem i trenerem przygotowania fizycznego w Motorze Lublin od 6 lutego do 2 maja tego roku. Po rozwiązaniu kontraktu z klubem postanowił przerwać milczenie i zdradził szokujące kulisy.
Były asystent Feio przerwał milczenie. Nowe kulisy afery w Motorze Lublin
- Wystarczająco długo milczałem, ale już dłużej nie mogę. Chcę, żeby ludzie poznali prawdę. Robię to też dla swojego zdrowia i czystego sumienia - wyznał Bielec na początku rozmowy ze Sport.pl. Według jego słów, Motor oferował mu 5 tysięcy złotych za "klauzulę milczenia". Przez dwa lata nie mógłby wypowiadać się na temat klubu i osób, które w nim pracują i będą pracować. Razem z pełnomocnikiem nie przystał na tę ofertę i negocjował porozumienie, do którego ostatecznie nie doszło. W związku z tym na początku maja rozwiązał kontrakt z winy klubu w trybie natychmiastowym i po kilkunastu dniach odsłonił porażające kulisy pracy w Lublinie. Wrócił m.in. do ataku Feio na prezesa klubu.
- Dużo w tej sprawie zostało ujawnione, napisane, ale nie wszystko. Główną linią obrony Goncalo Feio oraz klubu była teoria, że trener nie chciał zrobić krzywdy prezesowi. Że rzucił podkładką na dokumenty, a ta przypadkiem w niego trafiła. Ze słów, które powiedział w obecności sztabu, w mojej obecności, tuż przed atakiem, jasno wynika, że wiedział, co robi. To nie był przypadek - powiedział były asystent Portugalczyka. Nie zacytował dokładnych słów, ale wyraził gotowość "w odpowiednim momencie". Potwierdził też, że Paulina Maciążek była wielokrotnie obrażana publicznie. - W klubie, poza nim i to często w obecności całego sztabu. Tak było też przed atakiem Goncalo Feio na Pawła Tomczyka. Nie byłem świadkiem samego ataku, ale byłem z trenerem tuż przed i tuż po, a z jego słów jasno wynikało, że zrobił to z zamiarem - dodał Bielec.
Wstrząsające doniesienia byłego asystenta Feio o pracy w Motorze Lublin
Trener przygotowania fizycznego jest gotowy na zeznania w sądzie. Jego zdaniem trener Motoru nie powinien pracować w piłce nożnej. - Do 29 marca, czyli do dnia, w którym musiałem iść na zwolnienie lekarskie, traktowałem go jak trenera, przełożonego. Teraz nie wiem, czy powinno się go tak nazywać. Trener powinien dawać przykład, być wzorem. Goncalo Feio nim nie jest. Na tym etapie nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, jeszcze przyjdzie na to czas, ale te zachowania mocno odbiły się na moim zdrowiu psychicznym - stwierdził Bielec. Dodał też, że Feio często mówił o powiązaniach z kibicami Motoru i potrafił w ten sposób zastraszać. Współpraca z Portugalczykiem wymusiła na nim kilkutygodniowy pobyt na zwolnieniu lekarskim i zerwanie kontraktu z winy klubu.
- Wiem, że moja sprawa nie jest typowa. Nie chodzi w niej o to, że klub zalegał mi z płatnościami, nie zapewnił odpowiednich warunków do pracy, odpowiedniego sprzętu - to jak na II ligę było zorganizowane na bardzo dobrym poziomie. Chodzi o coś - w mojej ocenie - zdecydowanie bardziej poważnego: o zdrowie, o komfort psychiczny. Zachowania Goncalo Feio w normalnym świecie są nie do zaakceptowania - skwitował trener z przeszłością w Szwecji.