Paweł Raczkowski nie został uwzględniony na liście arbitrów, którzy mieli poprowadzić mecze świątecznej kolejki w PKO Ekstraklasie. Nie było to wynikiem błędu, jaki przed tygodniem popełnił w meczu Lecha Poznań i Pogoni Szczecin. Arbiter dostał zaproszenie od greckiego związku i ma poprowadzić prestiżowe spotkanie pomiędzy AEK Ateny a Arisem Saloniki. W niedzielę greckie media poinformowały o rzekomo skandalicznym zachowaniu Raczkowskiego i jego asystentów.
Raczkowski tłumaczy się po aferze. Przedstawia zupełnie inną wersję
Sędziowie mieli nadużyć alkoholu w samolocie, wdać się w awanturę na lotnisku, a następnie przepaść jak kamień w wodę. Portal Weszlo.com skontaktował się z Raczkowskim, który przedstawił swoją wersję wydarzeń. - Zostałem zaatakowany przez „fana” Panathinaikosu po wylądowaniu w Atenach. Zostałem opluty i uderzony. Ten człowiek był pijany i powiedział, ze mnie zniszczy w prasie. Wstał z siedzenia i powiedział, ze on jest z Panathinaikosu i nas zniszczy. Pijany, agresywny człowiek - powiedział sędzia.
- Chcieliśmy iść na policję, ale opiekun z Grecji powiedział, że spędzimy tam całą noc na komisariacie, jutro ważny mecz, wiec lepiej jechać do hotelu - wyjaśnił Raczkowski. - Zdaniem jednego z pasażerów polscy sędziowie wypili tylko dwie małe buteleczki wina i spięcie zostało mocno wyolbrzymione. Doszło do niego, ale nie było tak poważne, jak pierwotnie pisano - powiedział portalowi grecki dziennikarz, George Tsanakas. W mediach z tego kraju pojawiają się kolejne informacje, że cała afera nie miała miejsca, a wszelkie rewelacje w tym temacie to "fake news".