Adrian Błąd - Franciszek Smuda

i

Autor: ART SERVICE / SUPER EXPRESS, MARIUSZ GRZELAK / SUPER EXPRESS

Adrian Błąd wraca do Lubina

Piłkarz GieKSy przywołał niezwykłą postać ze swej piłkarskiej przeszłości i się wzruszył. „Mówili, że jest moim dziadkiem”

2024-08-30 6:40

Wychował się na lubińskim osiedlu Mickiewicza, w piłkarski świat ruszył z tutejszego Zagłębia. Teraz Adrian Błąd – to jego gol w minionej kolejce zapoczątkował „demolkę” Jagiellonii przez GKS Katowice – wraca do rodzinnego miasta. I wspomniał w rozmowie z „Super Expressem” człowieka, który w futbolu dał mu bardzo wiele.

„Super Express”: - Bukowa czekała 19 lat na wygrany mecz w ekstraklasie. A tu jeszcze legł u was na stadionie mistrz Polski. Zwycięstwo smakowało?

Adrian Błąd: - Cudownie smakowało. I pokazało, że – myślę – w tej lidze jesteśmy w stanie walczyć z każdym.

- I jeszcze te pełne trybuny!

- Jestem w Katowicach siedem lat, przeżyłem tysiąc osób na trybunach w drugiej lidze. Kiedy jest ich prawie siedem razy więcej, nogi same niosą piłkarzy!

Od Kowalczyka do Kowalczyka, czyli GieKSiarz w kadrze po dwóch dekadach przerwy. Sensacyjny kadrowicz Michała Probierza zabrał głos [ROZMOWA SE]

- Po ośmiu latach przerwy strzelił pan gola w ekstraklasie. Czuł pan, że „wejdzie”, kiedy przykładał pan stopę do piłki?

- Bardzo tego chciałem! Bo choć ostatnimi czasy oddawałem dużo strzałów, większość z nich – zamiast w bramce przy Bukowej – lądowała na podwórkach sąsiadów przy ulicy Złotej (śmiech).

Adrian Błąd wraca do rodzinnego miasta

- W Lubinie, do którego teraz pojedzie pan z GKS-em, to pan był „sąsiadem” stadionu Zagłębia, prawda?

- Mniej więcej 400 metrów do niego miałem z domu. I bywałem na meczach Zagłębia.

- Na tych wyjazdowych podobno też?

- No tak. Byłem na przykład na Łazienkowskiej, kiedy Zagłębie w 2007 świętowało tam mistrzostwo!

- A po takich meczach – jako dzieciak – zbierał pan autografy?

- No pewnie! Czekało się pod wyjściem z szatni – a raczej nie było na starym stadionie możliwości, by ktoś się wymknął inną drogą.

- Ma pan je do dziś?

- Eeee, chyba nie… Choć nie wiem, może jeszcze gdzieś w domu u rodziców leżą.

- A kto był pana idolem w tamtej drużynie?

- Chyba największym - Wojtek Łobodziński. Ale też Robert Kolendowicz, Manuel Arboleda – z nim to jeszcze zdążyłem nawet potrenować w drużynie!

- Gdzieś wyczytałem, że ta okolica, w której się pan wychował – osiedle Mickiewicza – nie za ciekawa była…

- Dziennikarze różne rzeczy pisali… Dziś to już zupełnie inne miejsce, ale rzeczywiście wielu osobom stamtąd właśnie sport bardzo pomógł w życiu. Ja w 3. klasie trafiłem do klasy piłkarskiej pod patronatem Zagłębia.

- Z Arkiem Woźniakiem, który do dziś w tym Zagłębiu gra?

- Nie, „Wąski” jest rok starszy. Za to mnóstwo było z nim podwórkowego grania. Tak naprawdę całe życie się znamy i przyjaźnimy.

Piłkarz GieKSy przywołał niezwykłą postać ze swej piłkarskiej przeszłości i się wzruszył

- Kiedy po raz pierwszy pomyślał pan: „Piłka to będzie mój sposób na życie”?

- Chyba po podpisaniu pierwszego profesjonalnego kontraktu w Zagłębiu. To było za czasów świętej pamięci Franciszka Smudy, który był wtedy trenerem w Lubinie. I wie pan co? Chłopaki śmiali się wtedy, że to nawet nie jest mój piłkarski tata, ale… dziadek. No i w sumie mieli rację. Wtedy nie było tak wielu młodych chłopaków w drużynach. A ja – choć młody i mały – dostawałem od niego regularnie swoje minuty na boisku, które pozwoliły ostatecznie pozostać w piłce. No to mi chłopaki żartobliwie docinali: „twój dziadek” (śmiech).

Trudno uwierzyć w to, od czego w latach 90. zaczął się kontakt Franciszka Smudy z polskim futbolem. Wszystko przypomniał jego przyjaciel [ROZMOWA SE]

- No i fajnie. Ale mówił pan do niego normalnie: „panie trenerze”?

- Oczywiście. Szacunek musi być!

- „Franz” to najważniejszy człowiek w pana karierze?

- Wielu trenerów odciskało na niej piętno. Na przykład Jan Urban, który w świetnej rozmowie indywidualnej namówił mnie do tego, żebym… poszedł na wypożyczenie z Zagłębia. Albo Janusz Kubot, który na to wypożyczenie wziął mnie do Zawiszy Bydgoszcz. Ale mógłbym wymieniać jeszcze wiele nazwisk.

- A z kibicami lubińskimi jak się układa po ponad ośmiu latach od wyjazdu z miasta?

- Dobrze, bardzo dobrze. Wielu z nich pozostaje moimi kolegami, choć relacje kibicowskie na linii GieKSa - Zagłębie nie są najlepsze. Ale tym się nie przejmuję. Jestem wychowankiem Zagłębia, zawsze będę o tym mówić i nie wstydzę się tego. Oczywiście dziś serducho zostawiam dla GKS-u, ale, że tak powiem, pochodzenia się nie zapomina.

- Czyli raczej nie spodziewa się pan, że w sobotę zakrzykną panu z trybun: „Błąd, ty …”?

- Jak zakrzykną, to zakrzykną (śmiech). Ale oni też wiedzą, że wychowałem się z wieloma z nich, niejedno z nimi przeżyłem. Zresztą nie tak dawno całkiem spora grupa, wracając z wyjazdu Zagłębia, wjechała do mnie „na chatę” w Katowicach. I było bardzo miło.

- A jak wygracie w Lubinie, to dalej będzie miło?

- No a jak! Myślę, że zostaną moimi przyjaciółmi. A jeśli ktoś nie rozumie, że to walka o ligowe punkty i przez 90 minut nie ma w niej sentymentów, to już jego problem. Dla mnie ten występ bardzo ważny, bo… pierwszy w Lubinie po odejściu z Zagłębia osiem lat temu! Co prawda byłem tam już z Arką, ale na boisko nie wszedłem. Ten pierwszy raz będzie więc dopiero teraz.

- Rodzina wpadnie na trybuny? Rodzice? Rodzeństwo?

- Będą, będą. Trzeba było troszkę biletów załatwić, że tak powiem (śmiech).

- A ze wspomnianym „Wąskim” już pan w kontakcie był?

- Cały czas jesteśmy w kontakcie. Ogląda mecze GieKSy, śledzi nasze poczynania.

- Napisał coś po wygranej GKS-u z Jagiellonią?

- Tak. Że… cieszy się z bramki, którą zdobył w rezerwach Zagłębia, w meczu z Rekordem Bielsko-Biała. Głową, po wrzutce z rogu.

Jagiellonia z pięcioma kolejnymi porażkami, trudno nie złorzeczyć. Ale Adrian Siemieniec pewnych słów unika [ROZMOWA SE]

- Pan mu dużo takich asyst dograł, jak jeszcze razem graliście?

- Kilka się zdarzyło, nawet w GieKSie. Taka nasza najbardziej klasyczna akcja to zagranie na długi słupek, a tam „Wąski” daje „z bani” do siatki.

- Jak przeciw wam nie zagra, to nie trzeba będzie pilnować gościa, co daje „z bani”!

- W Zagłębie jest dużo fajnych zawodników, mają mocny skład, a ich dorobek w tabeli nie oddaje tego, co grają od początku sezonu. Po prostu zdobywają za mało bramek z tych sytuacji, które stwarzają.

- I niech tak zostanie jeszcze w ten weekend?

- No tak. Bo my mamy swoje cele, próbujemy robić swoje z tygodnia na tydzień.

Sonda
Czy GKS Katowice utrzyma się w ekstraklasie?
Listen on Spreaker.
Najnowsze