Czasy pracy portugalskiego szkoleniowca w Legii Warszawa kibice tego klubu pamiętają do dzisiaj. Sa Pinto początek miał dość obiecujący, bo zespół pod jego wodzą spisywał się całkiem nieźle. Z tyłu głowy należało mieć jednak to, że trener w żadnym klubie, w którym pracował, nie zagrzał dłużej miejsca. I można było się zastanawiać, dlaczego? Odpowiedź na to pytanie poznaliśmy bardzo szybko. Gdy Legii jeszcze szło, wszystko funkcjonowało dobrze. Ale gdy przyszły gorsze wyniki zaczęły się problemy i szkoleniowiec bardzo źle przyjmował krytykę. Sa Pinto poprowadził Legię w 28 spotkaniach i 1 kwietnia 2019 roku został zwolniony. O tym, że Portugalczyk ma dość ciężki charakter przypomniał również obecny piłkarz warszawskiego zespołu, Filip Mladenović.
Przeczytaj też: Wielki DRAMAT legendy Realu Madryt. Sergio Ramos znów zmaga się z problemami. Nie pojedzie na Euro?!
Ciężka współpraca z Sa Pinto
Serbski defensor był gościem ostatniego odcinka programu "Foot Truck". W rozmowie z dziennikarzami opowiedział o swoich przygodach z Sa Pinto. Obaj panowie spotkali się zarówno w Crvenie Zvezdzie Belgrad jak i Standardzie Liege. - Ricardo Sa Pinto to wariat nad wariatami. Trochę brakowało, a by mi roz***** karierę - powiedział szczerze Mladenović. - Przyjechał do Standardu Liege i nie chciał ze mną gadać, ani się przywitać - dodał.
Zaprzepaszczona szansa
Legionista przyznał również, że w dużej mierze to przez Sa Pinto stracił okazję wyjazdu na mundial w Rosji w 2018 roku. - Od razu przesunął mnie do zespołu U-21. Gdybym u niego grał, to pojechałbym na mundial w Rosji. Trener mnie dobrze znał, grałem u niego w Crvenej i mieliśmy dobre relacje - wyjawił Mladenović. - Tak naprawdę to trenowałem, trenowałem i skracałem sobie karierę na sztucznej murawie. To był trudny moment w mojej karierze. Nic mi się w Belgii nie podobało. Przyjeżdżałem do domu z treningu, a moja dziewczyna siedzi w oknie i pali papierosy. Każdego dnia to samo, było tam ciężko. Transfer do Lechii sprawił, że czułem się, jakbym urodził się na nowo - podsumował Serb.