Starcie Legii z Lechią skończyło się, nazwijmy to, "o czasie". W równolegle toczonym pojedynku Jagiellonii Białystok z Lechem Poznań tak kolorowo jednak nie było. Kontrowersje, incydenty na trybunach, czerwona kartka. Arbiter przedłużył starcie na Podlasiu aż o dziesięć minut. Oznaczało to, że w w Warszawie fanom przyszło czekać na ostateczne rozstrzygnięcia i po bezbramkowym remisie z gdańszczanami - nerwowo nasłuchiwać wyników innych meczów.
UWAGA, SPOJLER - dla widzów TVP
Skończyło się szczęśliwie. Jaga nie dała rady pokonać Lecha i tytuł ostatecznie wrócił do stolicy.
Realizatorom transmisji w TVP podobne okoliczności nie zmieniły jednak planów. Transmisja miała trwać aż do pierwszego do ostatniego gwizdka? Trwała. I ani minuty dłużej. Gdy więc sympatycy Legii nerwowo obgryzali paznokcie i czekali na wieści z Białegostoku, na TVP leciał już blok reklamowy. - Ucięli pięć najważniejszych minut sezonu - napisał jeden z fanów na Twitterze. To akurat opinia pozbawiona wulgaryzmów. Innych cytować wręcz nie sposób.
Jacek Kurski ofiarą kiboli?
To zresztą nie koniec popisów przedstawicieli TVP na finale piłkarskiego sezonu. Bliski tragedii był nawet sam Jacek Kurski - dyrektor telewizji - który na trybunach przy ulicy Łazienkowskiej zjawił się w barwach... Lechii Gdańsk. I tak zapomniał się w kibicowskim szale, że aż znalazł się pomiędzy fanami warszawskiej drużyny. Gdyby nie ochrona, doszłoby do rękoczynów. A tak, jak twierdzą świadkowie, polityk związany z partią rządzącą został jedynie opluty, a jego koledzy oblani piwem.