Bargiel zadebiutował w pierwszym składzie Ruchu już w ubiegłym sezonie - w meczu z Cracovią. Miał wówczas dokładnie 16 lat i 34 dni. Został najmłodszym ligowcem od. 24 lat. W Chorzowie nie mają wątpliwości - to największy talent od czasów legendarnego Gerarda Cieślika.
- Takie słowa mnie mobilizują, ale nie podpalam się, bo dla sportowca to gwóźdź do trumny. Jak się szybko wejdzie na szczyt, to łatwo z niego spaść - mówi "Super Expressowi" Bargiel.
W tym roku skończył gimnazjum. - Testy gimnazjalne poszły mi nie najgorzej. Najlepiej egzaminy z angielskiego i niemieckiego. We wrześniu idę do liceum, a później pewnie na AWF - opowiada młody "talencik", który w Ruchu pełni funkcję... dyżurnego.
- Przygotowuję piłki, sprawdzam, czy są dobrze napompowane, zbieram gumy do ćwiczeń, pachołki, drabinki. Na początku było trochę problemów, bo a to za mocno napompowana była piłka, a to czegoś brakowało na treningu. Ale teraz jestem już doświadczonym dyżurnym - śmieje się.
Przyznaje, że na początku nie wiedział, jak zachować się w szatni wśród starszych o nawet 20 lat zawodników. - Na pierwszy trening przyszedłem półtorej godziny wcześniej. Kiedy przychodzili starsi zawodnicy, nie wiedziałem, jak się zachować, do niektórych mówiłem "dzień dobry". Oni się śmiali i mówili: "Młody, spokojnie, możesz do nas mówić po imieniu" - wspomina.
Jego piłkarskim wzorem jest Bartosz Kapustka (20 l.), który błyszczał na Euro 2016.
- Ale nie tylko on, także Portugalczyk Renato Sanches, który w tak młodym wieku (19 lat - red.) zrobił furorę na Euro. Ale ja z kolei mogę być przykładem dla jeszcze młodszych zawodników, że mając 16 lat, można grać w Ekstraklasie. Tylko trzeba chcieć, a nie być leniem - podkreśla.
Przemysław Bargiel trenuje nie tylko w Ruchu, popołudniami gra w piłkę z kolegami na osiedlu w Rudzie Śląskiej.
- Śmieję się czasem, że rano idę do Ekstraklasy, a po południu grać na plac. W wakacje ruszam z kolegami na "żwiroka" w Rudzie Śląskiej pokopać piłkę. Już to ograniczyłem, nie ciupię po 10 godzin dziennie, ale nie mogę całkiem z tym zerwać. Ten "żwirok" jest dla mnie strasznie ważny. Dzięki niemu w ogóle nie mam kontuzji. Stawy przyzwyczajają się do kontaktu z nierównym podłożem, więc jest mniejsze niebezpieczeństwo skręceń - analizuje pierwszy piłkarz urodzony w 2000 roku, który zadebiutował w Ekstraklasie.