„Super Express”: - Wiadomo, że oceny zawsze będą różne, ale widziałem sporo takich, ze strony kibiców Legii, że można pochwalić Kucharskiego za transfery, bo były rozsądne, skrojone na możliwości klubu. Mając pełną wiedzę tego co chcieliście zrobić i to co się ostatecznie udało, a co nie wyszło – na ile jest pan zadowolony z tego okienka?
Radosław Kucharski: - Na 24 lipca jesteśmy zadowoleni, ale uważam, że jeszcze nie skończyliśmy okienka. Co się dalej stanie, to zależy oczywiście od możliwości rynkowych, transferów wychodzących itd. Ale to co sobie założyliśmy na czerwiec, również pod względem sprzedaży piłkarza, podkreślam piłkarza, to się nam udało. Dzięki transferowi Sebastiana Szymańskiego otworzyliśmy sobie możliwość pracy na innymi sprawami. Bo transfery nie dokonują się na pstryknięcie palcem. A transfery, które zrobiliśmy, są moim zdaniem bardzo dobre. Dokonaliśmy je w takich „punktach”, w których nam troszeczkę brakowało w poprzednim sezonie.
- Najdłużej trwała saga z lewym obrońcą, którego mocno domagali się kibice. No właśnie – dlaczego tak długo to trwało?
- Nie jest prawdą, że najdłużej pracowaliśmy nad transferem lewego obrońcy. To po prostu ostatni transfer, który zrobiliśmy. Najdłużej pracowaliśmy nad transferem Waleriana Gwili. To proces, który trwał bardzo długo, ale na szczęście zakończył się pomyślnie. Co do lewego obrońcy, może jest to tak postrzegane, bo, jak mówiłem, to nasz ostatni transfer. Mowa oczywiście o Ivanie Obradoviciu. Natomiast na tej pozycji mieliśmy zabezpieczenie. Jest i Rocha, i Artur Jędrzęjczyk, który może tam grać i moim zdaniem nie zawiódł do tej pory. Mówiąc wprost: nie czuliśmy się pod ścianą, dlatego nie chcieliśmy wykonywać nerwowych ruchów. Nie możemy sobie pozwolić na gwałtowne ruchy finansowe, dlatego spokojnie czekaliśmy.
- Przez wiele dni mówiło się, że interesuje się Kirkeskovem z Piasta. Dlaczego nie zapłaciliście jego klauzuli odejścia, czyli 450 tysięcy euro.? Szkoda wam było? Wtedy szybko byłoby po temacie.
- Ja chcę rozsądnie wydawać te pieniądze, które mamy w klubie. Długo pracujemy nad tym, żeby te środki zarabiać. Dla mnie ta klauzula była po prostu za duża. Można było ją zapłacić, ale piłkarz za taką kwotę, każdy piłkarz za taką kwotę, musi mieć dla mnie potencjał na sprzedaż, na dużą sprzedaż. Tak na to patrzę i tak będę do transferów podchodził. To nie tylko temat Kirkeskova, mieliśmy kilka tematów pootwieranych, ale zrezygnowaliśmy, bo nie było perspektyw, że kiedyś uda się te zainwestowane środki odzyskać.
- Ale w sumie Obradović nie wyjdzie was drożej? Trzymając się tej filiozofii – też raczej na nim nie zarobicie…
- Tak, tylko że nie musimy wkładać 450 tysięcy euro od razu, plus wynagrodzenie. A w przypadku Obradovicia nie ma kwoty za transfer, a wynagrodzenie jest rozbite na miesięczne raty. To spora różnica. W obecnej sytuacji finansowej musimy być mądrzy i sprytni. Mając te przysłowiowe 450 tysięcy euro w kieszeni możemy "pójść" w innego piłkarza, albo na przykład zrobić sztuczne boisko.
- Jeśli chodzi o lewą obronę, to przewijał się jeszcze temat Ukraińca Sobola z Szachtara Donieck. Coś było na rzeczy?
- Nie mieliśmy szans na Sobola. To dobry piłkarz, po dobrym sezonie w lidze czeskiej. Ale nie mieliśmy szans tego „spiąć’.
- Dużo na tej pozycji było kandydatów?
- 5-6 piłkarzy, jak na każdej pozycji. Natomiast znaleźć lewego obrońcę nie jest łatwo, nie tylko Legii. Wiele europejskich klubów ma problemy na tej pozycji, dlatego walka o takich piłkarzy nie jest prosta. Myślę, że to jedna z trzech najtrudniejszych pozycji. A przecież do tego musi być to piłkarz, który jest w naszym zasięgu. Najchętniej dokooptowałbym młodego chłopaka, z Akademii, ale nie mamy w tym momencie nikogo gotowego. Oddaliśmy Hołownię na wypożyczenie do Śląska, niech się rozwija, może potem wróci do nas i powalczy na tej pozycji. Zresztą, w reprezentacji Polski też nie jest łatwo obsadzić lewą obronę. To, jak mówię, problem nie tylko Legii, nie tylko Polski.
- A jest pan pewny, że Obradović wypali?
- Przede wszystkim trzeba czasu, to piłkarz, który dołączył do nas najpóźniej. Tu zdaję się na mądrość sztabu szkoleniowego. Chcemy go wpuścić do gry, wtedy gdy będzie gotowy, aby podnieść poziom zespołu. Bo mamy już w klubie doświadczenia, że ktoś słabiej zaczynał i potem ciężko mu było odbudować pozycję. Ivan potrzebuje czasu, ale jest profesjonalistą, po każdym treningu wygląda lepiej. Natomiast transfer był skomplikowany, cały czas gdzieś w tle były sprawy finansowe, mieliśmy otwartych kilka tematów, czekaliśmy na pewne rozwiązania na rynku. Jak mówiłem, Jędrzejczyk dał nam pewien spokój, że możemy z tym ruchem transferowym poczekać.
- Przesuwając się w linii obrony, Mateusz Wieteska… Było zainteresowanie Bragi, Dynama Kijów, mówiło się o Sampdorii. Coś się skonkretyzowało czy nie?
- Okienko jest cały czas otwarte i „wrażliwe” na przepływy piłkarzy z jednego klubu do drugiego. Pod kątem tej pozycji jestem przygotowany na przypadek odejścia. . Chłopak rozwija się bardzo szybko, robi się mężczyzną w takim pozytywnym sensie, zagrał bardzo dobre mistrzostwa Europy, powiększył swoją „koszulkę”, markę na arenie międzynarodowej, ale za wcześnie na analizy rynku, bo wszystko jest otwarte.
- Wiele transferowych emocji wzbudza Carlitos. Z moich informacji wynika, że nie był chętny iść do ZEA, do Al-Wahdy. A wy rozmawialiście z tym klubem?
- Tak, była konkretna oferta dla klubu. Ale żeby doszło do transferu, muszą się zgodzić trzy strony. Carlitos nie był zainteresowany odejściem tam i jest z nami. Propozycja od Al-Wahdy była na początku czerwca.
- Ale to była taka dobra oferta, taka którą byście przyjęli, czy jakaś wstępna i niska?
- Pierwsza oferta była niska, ale finalna już taka, że daliśmy piłkarzowi zielone światło na rozmowy. Bo ta oferta dałaby mi możliwość znalezienia następcy z podobnymi statystykami. Ale, jak mówię, okazało się, że Carlitos nie jest zainteresowany.
- A jak było z Mallorcą? Wydaje mi się, że tu obawy klubu były większe… Że piłkarz może chcieć odejść… Temat znaliście tylko z gazet, czy jednak negocjacje były?
- Dostaliśmy zapytanie bezpośrednio z Mallorki, ale nie było żadnych rozmów na temat transferu… Takie… Jakby to powiedzieć – zapytanie, za którym nic dalej nie poszło. I tyle. Co do Carlitosa, wokół niego był i jest spory ruch, sporo zapytań, ale konkretna oferta była jedna – z Al Wahdy.
- Jarosław Niezgoda. Ktoś się nim interesuje czy ze względu na liczne kontuzje cisza?
- Wszystko w przypadku Niezgody zależy od Niezgody.
- Zdanie jednakże trochę enigmatyczne. Można prosić o rozwinięcie?
- Jarek jest bardzo dobrze postrzegany na rynkach transferowych, w sensie skautingowym. Te 15 bramek, które strzelił dla Legii w 2018 roku jednak zrobiło wrażenie. Każdy na niego czeka. Bardzo dużo klubów na niego czeka. Ma szybkość, smykałkę do goli, potrafi strzelić z obu nóg. To coś co jest rzadko spotykane u napastnika. Wszystko zależy od niego. Czekamy aż sobie postawi poprzeczkę dużo wyżej niż dzisiaj stawia. Dla mnie najważniejsze w życiu piłkarza jest głód, dążenie do sukcesu, dla zespołu, dla samego siebie. Na każdej pozycji, od bramkarza do napastnika. Ten głód ma cię prowadzić, jak prowadzi Lewandowskiego. On co roku chce być królem strzelców, co roku pobijać rekordy. Żeby każdy rok był lepszy od poprzedniego. Chodzi o to, żeby rywalizować nie tylko z innymi, ale z samym sobą. I mamy takich piłkarzy w klubie, którzy taką rywalizację uwielbiają. I oni niosą klub. A wracając do Jarka. Potencjał ma ogromny. Gdybym miał dziś przyprowadzić do klubu napastnika o takich możliwościach, to mnie, jako klubu, nie byłoby na to stać. Myślę, że ten chłopak jako napastnik ma wszystko, żeby grać bardzo wysoko.
- A co z tymi jego kontuzjami? Diagnozowaliście to? To kwestia genetyki, pecha, czy czego?
- My pracujemy z Jarkiem bardzo dużo, nie jest w żaden sposób zaniedbany. Nawet w okresie przejściowym, między sezonami, była praca indywidualna z nim, żeby szybko wskoczył na wyższy poziom. Każdy piłkarz walczy z bólem, są cięższe i lżejsze kontuzje. Co do pierwszych trudno mieć do kogoś pretensje, natomiast co do tych drugich – każdy piłkarz się z nimi zmaga. Nie umiem powiedzieć czy to sprawy genetyczne, ale robimy wszystko, żeby Jarek szedł do przodu. Trener Vuković zna go chyba najlepiej z wszystkich szkoleniowców, którzy z nim pracowali. Powiem więc po raz kolejny: w sprawie Niezgody dużo zależy od Niezgody. I tyle. Oczywiście, mam zapytania o Niezgodę, ale w tym momencie to były kwoty niższe niż proponowano nam za Carlitosa. Jarek musi więc zagrać dobry sezon, a wtedy wszystko będzie otwarte.
- Walerian Gwila teraz. Czym pokonaliście Ferencvaros, który też złożył mu konkretną ofertę? Pieniędzmi?
- Sprytem i lojalnością Vako. Ten piłkarz podał nam rękę na samym początku. Miał lepsze oferty finansowe, jednak po prostu chciał tu grać i o tym zawsze będę pamiętał. Czuje ten klub, sportowo daje nam dużo możliwości. Mówiłem, że ten transfer długo się rozwijał. Już w poprzednim sezonie pojechałem na mecz Górnik – Legia i po trzech minutach stwierdziłem, że chcę go w naszym zespole. To był początek pracy Vukovicia. Vako ma potencjał, aby być wiodącym piłkarzem, ale też pomóc młodszym się rozwijać.
- Niedawno z wypożyczenia i mistrzostw Afryki wrócił Jose Kante. Co z nim? Zostanie, odejdzie?
- Są zapytania na temat wszystkich naszych napastników. Jose zaczął z nami pracować, wygląda dobrze, przyda się zarówno do walki w lidze polskiej, jak i w Lidze Europy. Na pewno będzie jednym z trzech napastników, zakładając, że Carlitos będzie trochę bardziej cofnięty.
- Czyli raczej nie zamierzacie sięgać po nowego napastnika?
- Mamy dobrze obsadzoną tę pozycję, a myślę, że w trakcie tego sezonu dołączymy tu jeszcze młodego piłkarza „do przodu”. Kulenović na przykład idzie w bardzo dobrym tempie do przodu. To chłopak z grudnia 1999 roku, jeden z najmłodszych piłkarzy w drużynie, gra dopiero drugi sezon w seniorach…
- To jeszcze transfer Arvydasa Novikovasa. Mam wrażenie, że to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, że nie był pierwszą opcją Legii, a sięgnęliście po niego dopiero jak kilka innych opcji nie wypaliło…
- Nie zgadzam się z taką opinią. Moim zdaniem to mądry transfer, sprawdzonego piłkarza. Po prostu czekaliśmy na sprzyjające okoliczności, na przykład sprzedaż Sebastiana Szymańskiego. Moim zdaniem jeśli Novikovas będzie tak grał jak w ostatnich sezonach, to da nam bardzo dobre liczby.
- Wiele mówiliśmy o potencjalnych transferach graczy z pola, a przecież to bramkarz, Radosław Majecki, wzbudza duże zainteresowanie. Macie w ogóle jakąś minimalną kwotę poniżej której go nie sprzedacie?
- Mamy, ale nie będę jej podawał.
- To inaczej: czy Majecki może pobić rekord transferowy Legii, czyli 5,5 mln euro za Sebastiana Szymańskiego?
- Może, ale raczej nie wcześniej niż po tym sezonie. Na razie ma wielki potencjał, ale żeby to była taka cena, musi do tego dojść doświadczenie. Zatem niech się jeszcze rozwija w Legii, przecież on nawet nie ma 20 meczów w lidze. Będzie też pewnie ważnym elementem w projekcie kadry U21. Wokół niego jest teraz spokojnie i dobrze, bo to bardzo początkowa droga na tej pozycji. Myślę, że to czas oddawania klubowi tego, czego się tu nauczył. A dla nas czas przygotowania jego następców.
- Z jednej strony wy szukacie nowych piłkarzy, z drugiej wielu wam jest proponowanych. Jaka to liczba w jednym okienku transferowym?
- Myślę, że chodzi o kilkuset zawodników.
- Jakieś znane nazwiska są wam oferowane?
- Tak, ale… O nazwiskach możemy porozmawiać dopiero pod koniec sierpnia (śmiech).
- Czyli żeby dobrze to zrozumieć: możecie jeszcze kogoś dokupić, ale pod warunkiem że najpierw sprzedacie, albo gdy nadarzy się okazja na rynku?
- Wszystkie scenariusze są możliwe. Oczywiście, sporo zależy od tego czy wejdziemy do fazy grupowej Ligi Europy. Wtedy na pewno byłaby wola wzmocnienia zespołu. Gotowym piłkarzem albo młodym , pozyskanym po to, aby go tu rozwinąć.
- Domyślam się, że nie wyobraża sobie pan drugiego roku z rzędu bez mistrzostwa Polski?
- Nie, nie wyobrażam sobie. Wyobrażam sobie sezon z mistrzostwem Polski. Uważam, że mamy lepszy zespół niż rok temu, a wyniki są tylko kwestią czasu.