"Super Express": - Po takim wyczynie pewnie ustawi się po pana kolejka z klubów znacznie silniejszych od Górnika.
Roman Gergel: - Po meczu była euforia, ale trzeba zejść na ziemię. Tym bardziej że to było dopiero nasze drugie zwycięstwo w tym sezonie. Mam jeszcze 2,5 roku kontraktu z Górnikiem i o żadnych transferach nie myślę. Ale telefonów i SMS-ów z gratulacjami było bardzo dużo. Od menedżerów również.
Roman Gergel: Nie wiedziałem co robię
- Słowacy grający w Ekstraklasie też panu gratulowali?
- Nikt nie dzwonił. Moim najbliższym kolegą wśród rodaków z innych klubów Ekstraklasy jest Patrik Mraz z Piasta. Po meczu tylko podaliśmy sobie ręce. Od niego gratulacji nie oczekiwałem (śmiech).
- W Zabrzu jest zwyczaj, że po zwycięskim spotkaniu najlepszy zawodnik Górnika w nagrodę otrzymuje od znanego kibica koguta. Pański już poszedł na rosół?
- Na Słowacji nigdy się z czymś takim nie spotkałem. U nas najwyżej wybierano po najlepszym piłkarzu z obu drużyn. A kogutowi darowałem życie. Oddałem go właścicielowi, ale zastrzegłem, że tego ptaka nie wolno mu zabić. Ja nie miałbym sumienia zrobić mu krzywdy. Poza tym jestem kawalerem, dziewczyna została na Słowacji. W Katowicach mieszkam z Robertem Jeżem i żaden z nas nie dałby rady przyrządzić rosołu.
- Już w piątek gracie na Podlasiu. Jagiellonia powinna się bać Romana Gergela?
- Bez przesady. Nie liczy się, ile razy ja trafię. Mam siedem goli na koncie i mogę już nic nie strzelić do końca sezonu. Żeby tylko Górnik wygrywał. Wierzę, że po takim meczu jak z Piastem będziemy szli w górę tabeli.