Od kilku lat finał Pucharu Polski to prawdziwe święto. Obecne władze PZPN postanowiły przywrócić tym rozgrywkom odpowiednią rangę. Takim ruchem było na pewno ustalenie, że decydujący mecz będzie odbywał się na PGE Narodowym. I na każdym dotychczasowym finale kibice byli świadkami świetnej atmosfery, której nie powstydziłaby się żadna impreza piłkarska.
Niestety nie udało się uniknąć wybryków fanów. Niektóre finały musiały zostać przerwane na kilka minut ze względu na zadymienie wynikające z odpalenia rac. Jedną z najbardziej kuriozalnych sytuacji było strzelanie z rakietnic, które mogły doprowadzić do pożaru. PZPN przed tegorocznym finałem, w którym zmierzyły się Jagiellonia Białystok i Lechia Gdańsk, postanowił jeszcze bardziej zadbać o bezpieczeństwo osób na obiekcie.
Na trybunach za bramkami założono ogromne siatki, a kontrole przed wejściem na stadion były szczegółowe. Według wielu kibiców, było to jednak momentami przesadzone. Niektóre osoby mecz na żywo oglądały dopiero od drugiej połowy, bo wcześniej utknęły w gigantycznych kolejkach. PZPN stwierdził w oficjalnym komunikacie, że kibice mogli przyjść na stadion już o 9:30.
Kuriozalne sytuacje opisał natomiast Dariusz Waśko w swoim liście otwartym do Zbigniewa Bońka. Pan Dariusz jest kibicem Jagiellonii i regularnie chodzi na mecze swojej drużyny. Kibic porusza się na wózku elektrycznym, bo choruje na zanik mięśni. Postanowił udać się także na PGE Narodowy. Ale tam spotkał się z fatalnym zachowaniem służb porządkowych.
- Po zaparkowaniu samochodu udałem się pod bramę nr 1, gdzie wyraźnie było widać znak dostępności dla osób niepełnosprawnych. Służba porządkowa tam stojąca stwierdziła, że nie ma takiej opcji. Nasze bilety są na wejście bramą nr 2 i tam mamy się kierować. Pod bramą numer 2 już wzrokowo można było stwierdzić, że nie damy rady tamtędy wejść. Bramki, schody i dalej schody - czytamy w liście.
- Służby porządkowe nie wykazały żadnej chęci pomocy. Co więcej, niektórzy byli chamscy - mówi "Super Expressowi" pan Dariusz. - Cała sytuacja spowodowała, że czułem się upokorzony. Byłem bardzo zdenerwowany tym wszystkim. To nie tylko kwestia braku możliwości obejrzenia całego meczu, ale przede wszystkim sprawy bezpieczeństwa. Wypadek na takich schodach może zakończyć się śmiercią i co wtedy by było? Jeszcze nie miałem nigdy do czynienia z sytuacją, kiedy obiekt dostępny dla osób niepełnosprawnych zostaje pozbawiony tej funkcji - dodaje.
Pan Dariusz na swoje miejsce dotarł w 15 minucie meczu. Pomogli mu w tym inni kibice, którzy wnieśli go po schodach. Jak podkreśla kibic Jagiellonii, nie był jedyną osobą z takimi problemami. - Co najmniej jeszcze jedna osoba na wózku elektrycznym była podobnie, jak ja wnoszona - opowiada. Pan Dariusz winą za taką sytuację obarcza zarówno PZPN, jak i służby porządkowe. - Organizator nie uwzględnił tego że osoba na wózku może chcieć też obejrzeć mecz i zasłoniła, zabarykadowała podjazdy. Służba porządkowa mimo tego mogła w łatwy sposób przepuścić osoby na wózku, ale tego zrobić nie chciała - kończy Pan Dariusz.
PZPN zabrał głos w tej sprawie. Treść komunikatu i wypowiedź rzecznika federacji można PRZECZYTAĆ TUTAJ!