Efektowny początek, a potem zapaść
Carlitos latem wrócił do Legii po trzech latach przerwy. Z jego przyjściem wiązano duże nadzieje. W końcu w dorobku ma tytuł króla strzelców ekstraklasy, po który sięgnął przed pięcioma laty, jeszcze w barwach Wisły Kraków. Trzeba przyznać, że jesienią początek w warszawskim zespole miał wymarzony. Zaczął obiecująco. To właśnie on przesądził o wyjazdowej wygranej ze Stalą Mielec w lidze, a następnie był bohaterem w starciu z Termalicą Nieciecza. Strzelił dwa gole z pierwszoligowcem i w ten sposób przełamał wyjazdową niemoc ekipy z Łazienkowskiej w rywalizacji z tym rywalem. To jego trafienie w dogrywce zapewniło drużynie awans do kolejnej fazy Pucharu Polski.
Tyle że później Carlitos nie poszedł za ciosem i nie dołożył kolejnych bramek. Trener Kosta Runjaić konsekwentnie na niego stawiał, ale nie doczekał się przełamania ze strony Hiszpana. Strzelecka posucha Hiszpana w rundzie jesiennej to 10 kolejnych meczów bez gola (liga plus Puchar Polski). Mógł przełamać się w spotkaniu z Pogonią, ale nie wykorzystał rzutu karnego.
Przebudził się na dobre?
Podczas przygotowań do rundy rewanżowej Carlitos walczył m.in. z urazem prawej łydki. Kontuzji doznał jeszcze jesienią, gdy podczas zajęć został przypadkowo kopnięty przez kolegę z drużyny. Grał w sparingach w trakcie zgrupowania w Turcji. Na koniec obozu w Belek przypieczętował wygraną 3:2 z serbskim zespołem Cukaricki Belgard. Z kolei w ostatnim sprawdzianie przed startem drugiej części sezonu zdobył dwie bramki w grze z niemieckim FC Magdeburg (2:2). W pierwszej połowie wykorzystał podania ze strony Filipa Mladenovicia. Czy tak samo skuteczny będzie w lidze? Na inaugurację rozgrywek Legia zagra u siebie z Koroną Kielce.