Wicelider z Warszawy przystępował do sobotniej potyczki znając już wyniki swoich rywali w walce o mistrzowski tytuł. Legioniści doskonale wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na stratę choćby punktu i dlatego od pierwszych minut zaatakowali z animuszem.
W 6. minucie gości uratował ich najlepszy tego wieczoru zawodnik, bramkarz Marcin Cabaj, który kapitalnie wybronił strzał głową Iwańskiego. Dwie minuty później gości uratował słupek, po mocnym strzale Chinyamy. Napastnik Zimbabwe więcej szczęścia miał w 20 minucie, gdy po świetnym zagraniu Gizy doskonale znalazł się w polu karnym. Snajper najpierw zwodem "położył" jednego z obrońców Cracovii, aby po chwili fantastycznym, mocnym strzałem umieścić piłkę w siatce. Napastnik Legii tym golem wysunął się na czoło klasyfikacji ligowych strzelców, zaliczając 15 trafienie w tym sezonie.
Chinyama pierwszego gola zdobył, a drugiego wypracował. W 28. minucie doskonale podał do Macieja Rybusa, który chytrym strzałem lewą nogą z linii pola karnego nie dał szans Cabajowi. Kibice Legii nie zdążyli nacieszyć się wynikiem 2:0, bo raptem 3 minuty później świetną akcję Rzeźniczaka wykończył strzałem głową Giza. Były piłkarz Cracovii w kolejnym meczu z rzędu strzelił gola swojej byłej drużynie i był w świąteczny wieczór jednym z najlepszych piłkarzy Legii.
Aspirująca do tytułu mistrza Polski drużyna z Warszawy grała w pierwszej połowie naprawdę dobre zawody. Wynik mógł być znacznie bardziej okazały, ale najlepszym piłkarzem gości był bramkarz Cabaj. To za sprawą jego udanych interwencji i nieskuteczności Chinyamy oraz Jarzębowskiego, Cracovia zawdzięczała, że do szatni udawała się mając "zaledwie" trzy stracone gole.
Fani gospodarzy liczyli, że w drugiej połowie ich ulubieńcy znacznie poprawią bilans strzelecki. Nic takiego się jednak nie stało. Legia oszczędzała siły, grała momentami rażąco niedokładnie i sprawiała wrażenie, jakby mecz dla niej zakończył się po 45 minutach. Taka postawa mogła zakończyć się dla gospodarzy fatalnie, ale napastnicy Cracovii nie umieli wykorzystać błędów zawodników Legii. Nowak, Ślusarski i Kłus nie wykorzystali naprawdę niezłych sytuacji, ale należy też przyznać, że świetnie w bramce Warszawiaków spisywał się reprezentant Słowacji - Jan Mucha.
Gdy już wydawało się, że mecz zakończy się wynikiem 3:0, na dwie minuty przed końcem po dośrodkowaniu Rybusa celnym strzałem głową z kilku metrów popisał się hiszpański obrońca Legii Iñaki Astiz. Asysta lewego pomocnika sprawiła, że aż trzech piłkarzy - właśnie Rybus, Chinyama i Giza - zapisało w sobotni wieczór na koncie dublet, w postaci bramki i asysty.
Legia wygrała całkowicie zasłużenie, momentami można było odnieść wrażenie, jakby warszawiacy grali na 1/3 swoich możliwości. Cracovia z kolei raziła nieskutecznością i niefrasobliwością w obronie. Po sobotnim meczu łatwo zrozumieć, dlaczego Legia wciąż jest druga i walczy o mistrzostwo, a krakowiacy desperacko bronią się przed spadkiem.
Dla Legii był to trzeci z kolei mecz bez straty gola, z kolei dla Cracovii drugi mecz bez chociażby jednego trafienia i trzeci bez zwycięstwa. Jak tak dalej pójdzie, to na następny mecz tych drużyn w Ekstraklasie poczekamy co najmniej do sezonu 2010/2011. Sytuacja w tabeli, a przede wszystkim gra "Pasów", nie może napawać kibiców tej drużyny optymizmem w obliczu walki o utrzymanie w lidze.
Wielka Sobota Legii
Warszawska Legia bez najmniejszych problemów pokonała w ostatnim meczu 23. kolejki Cracovię 4:0. Goście mogą się cieszyć, że wyjechali ze stolicy z bagażem tylko czterech bramek. Po pierwszej połowie zanosiło się bowiem na dużo wyższy wynik.