Super Express: - To było wejście smoka?
Dawid Kownacki: - Chyba można to tak nazwać. Grałem tylko kilka minut, ale strzeliłem gola i do Poznania wróciliśmy jako zwycięzcy, a to najważniejsze.
- Co czułeś wchodząc na boisko?
- Nie było wielkiej presji, może też przez to zamieszanie przed meczem. Zepsuty samolot, przekładanie wylotu, przez chwilę nawet nie wiedzieliśmy, czy w ogóle wylecimy. Do tego nikt i tak w nas nie wierzył, byliśmy wyśmiewani i skazani na porażkę. Udało się utrzeć tym prześmiewcom nosa, pokonaliśmy lidera jednej z najlepszych lig na świecie.
Liga Europy: Lech Poznań wygrał we Florencji. Fiorentinę załatwili rezerwowi
- Jak zagraliście?
- Mądrze taktycznie. Jeden pracował za drugiego, widać, że mocno poprawiła się atmosfera. Mam nadzieję, że to będzie dla nas przełom i pójdzie to wszystko do przodu. Trener Urban powiedział nam w szatni, żebyśmy byli sobą i zapadło mi to w pamięć.
- Przez ostatnie miesiące nie byłeś sobą?
- Chyba nie do końca. Głowa była zmęczona, psychicznie nie było zbyt dobrze. Osobiście, bardzo pomógł mi wyjazd na kadrę. Odciąłem się od sytuacji w klubie, zmiany trenera i całego zamieszania. Skupiłem się na reprezentacjach, na treningach i psychicznie odpocząłem. Już w meczu z Ruchem czułem się lepiej, szkoda, że wykorzystałem swojej okazji…
- We Florencji czułeś, że energia cię rozpiera?
- Właśnie nie, wcale nie byłem jakiś bardzo naładowany. Nie myślałem, że zaraz tu wszystkich rozniosę. Pamiętam pierwsze dobre podanie, a potem już minięcie dwóch rywali, podanie do Gergo i gol. We wcześniejszych meczach czułem taką wielką energię, ale czasami, jak się bardzo chce, to paraliżuje.
Jan Urban po meczu Fiorentina - Lech: To nagroda za cierpliwość [WIDEO]
- Opisałeś właśnie Lecha z ostatnich tygodni?
- Pewnie trochę tak. Przecież wszyscy w drużynie bardzo chcieli wygrywać, ale po kilku niepowodzeniach pojawiły się nerwy. Graliśmy z nożem na gardle i im bardziej chcieliśmy, tym bam bardziej nam nie wychodziło. Wierzę, że to już za nami.
- Przegrywaliście, więc dostało wam się od kibiców...
- Nawet, gdy mieliśmy godzinny spacer we Florencji, pojawiło się mnóstwo złośliwych komentarzy, że przyjechaliśmy na wycieczkę. A my wyszliśmy na boisko i zrobiliśmy swoje. Nie pojechaliśmy tam zwiedzać, kto tak twierdził niech dalej sobie tak uważa. Pokazaliśmy, że to nie była wycieczka. Transparent naszych kibiców oddał to najlepiej: Veni, Vidi, Vici. Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem.
- Przed Wami Legia. Znów mecz wielkich emocji?
- Oczywiście, jestem wychowankiem Lecha i to dla mnie ważny dzień. Jeszcze rok, dwa lata temu, te emocje były bardziej młodzieńcze. Teraz już podchodzę do tego spokojniej, ale wciąż bardzo poważnie. Jestem z Lecha, to mój klub, a gramy z Legią. Nic nie trzeba dodawać.
Liga Europy: Legia Warszawa i Lech Poznań - Najlepsze MEMY po meczach polskich drużyn!
- Gol we Florencji doda Ci skrzydeł?
- Tak, chociaż bardziej cieszy mnie to, co zrobiłem wcześniej. Wziąłem ciężar gry na siebie, zabrałem się z piłką, wbiegłem w pole karne. W końcu zachowałem się jak prawdziwy napastnik. Tak chcę właśnie grać. Mam nadzieję, że w niedzielę wszyscy zagramy dobry mecz i z Warszawy wrócimy z trzema punktami.
- Zdradź mi jeszcze największe marzenie.
- Ciężko jest myśleć o tej wielkiej piłce, bo ostatnio mam wielkiego pecha. Jak już jestem w formie, czuję, że jest dobrze, łapię jakąś kontuzję. Teraz znowu tak jest.. Chciał bym zostać wielkim piłkarzem. Grać w najlepszych europejskich klubach, być postacią pierwszoplanową. Warto marzyć, kto marzy, ten ma do czego dążyć. Ciężko pracuję na to, by te marzenia się spełniły i mam nadzieję, że zdrowie pozwoli, bym wykorzystał wszystkie możliwości. Naprawdę warto marzyć i dawać z siebie wszystko, by spełniać marzenia.