„Super Express”: - Po raz kolejny Real dokonał niemożliwego w Lidze Mistrzów. Potrafi pan to wytłumaczyć?
Jerzy Dudek: - W tej edycji „Królewscy” w poprzednich rundach zademonstrowali niebywałą siłę mentalną. Podczas meczu z Man City miałem odczucie, że muszą stracić gola po to, aby magiczna atmosfera obudziła Santiago Bernabeu. To się stało, więc możemy mówić, że dokonali nierealnego. Na odprawie pokazano piłkarzom, że w tym sezonie Real zrobił osiem takich „powrotów”. Trener Carlo Ancelotti powiedział: potrzebujemy jeszcze jednej remontady. Więcej nie musiał już mówić.
- Na bohatera w meczu z Man City wyrósł rezerwowy Rodrygo, który w ostatniej minucie strzelił dwa gole. Jak pan ocenia Brazylijczyka?
- Przypomina mi bardzo Viniciusa Juniora. Gdy trafił do Realu widać było w nim ogromny potencjał, ale brakowało doświadczenia, obycia z futbolem na najwyższym poziomie. Posiada tę umiejętność wkomponowania się w każdym momencie. Jest bardzo dynamiczny i gdy wchodzi w dalszej fazie meczu, to potrafi pokazać się z jak najlepszej strony. Do tego zachowuje zimną krew. Jak na tak młodego zawodnika to coś wyjątkowego.
- W dogrywce awans przypieczętował Karim Benzema. Francuz pracuje na wygranie „Złotej Piłki”?
- To lider z prawdziwego zdarzenia. Przywódca. W trudnych momentach znakomicie odnajduje się na polu karnym i strzela gole. Potrafi wzniecić ogień na Santiago Bernabeu. To było niesamowite, co zrobił w pierwszym spotkaniu, gdy wykorzystał rzut karny w stylu Panenki. Ta sytuacja wiele o nim mówi. Potwierdził, że czuje się mocny. Po odejściu Cristiano Ronaldo odpowiedzialność za wyniki spadła na niego. W tym sezonie jest zawodnikiem, który może zdobyć „Złotą Piłkę”. Niektórzy mówią, że może mu zagrozić Mohamed Salah z Liverpoolu. Finał Ligi Mistrzów wskaże nam być może zwycięzcę te prestiżowej nagrody. Stawiam na Benzemę za to wszystko, czego dokonał.
- Będzie pan rozdarty komu kibicować w finale: Realowi czy Liverpoolowi?
- Już przeżywałem taki finał w 2018 roku w Kijowie. Liverpool przegrał wtedy 1:3. Było kilka kontrowersji, „zapasy” między Sergio Ramosem a Salahem, który musiał opuścić boisko. To zaważyło na dyspozycji The Reds. Później doszły jeszcze błędy bramkarza Kariusa. Wcześniej deklarowałem, że w tym sezonie marzę o takim właśnie zestawie finalistów. Dla Liverpoolu będzie to szansa na rewanż i okazja zrobienia czegoś wyjątkowego dla Salaha. To będzie potężne święto futbolu, bo zagrają dwie najlepsze drużyny, które potrafią zrobić coś z niczego. Patrząc na postawę Realu w poszczególnych meczach wydawało się, że będzie trudno awansować mu do finału. Jednak potencjał i kreowanie tych magicznych momentów sprawiły, że „Królewscy” spełnili nadzieje kibiców. Z Liverpoolem sam miałem okazję zagrać kilka meczów o wszystko. To się udawało. Oczywiście moje serce będzie rozdarte, bo grałem w obu klubach. W każdym z nich przeżyłem tam wspaniałe lata i jestem emocjonalnie z nimi związany. Choć może – jak to mówią – koszula bliższa z Liverpoolem. Jednak bez względu na to, kto wygra, to i tak będę się cieszył.
- Komu zatem daje pan więcej szans na triumf w Paryżu?
- Trudno wskazać faworyta w finale. Real ma już zapewnione mistrzostwo Hiszpanii, więc przed finałem kluczowi gracze będą mieli okazję odpocząć. Liverpool na razie nie może sobie na to pozwolić, bo wciąż walczy z Man City o tytuł. Liverpool jest bardzo silny w każdej formacji, ale nie zapominamy z jak beznadziejnych sytuacji wychodził Real, który jest w stanie wykreować wspaniałe momenty. Potrzebuje chwili, aby słaby dzień zamienić w sukces.