"Super Express": - Zagrała pani z polskim orłem na rękawicach.
Katarzyna Kiedrzynek: - Nie mogłam mieć orzełka na piersiach, więc miałam na rękawicach. Przygotował je mój sponsor i dotarły do mnie do Berlina dzięki mojej rodzinie. Jestem dumna, że mogłam reprezentować Polskę w meczu takiej rangi.
- Przegrałyście finał, ale pani po meczach półfinałowych przedłużyła kontrakt z PSG.
- Tak, o 3 lata, i jestem szczęśliwa. Ta drużyna daje mi wiele. Zrobię wszystko, żeby być jeszcze lepszą bramkarką.
- Arabscy szejkowie, w których rękach jest PSG, rozpieszczają was tak jak drużynę męską?
- Nie ma co mówić o szejkach, bo to jest inna bajka, zupełnie inne pieniądze. Gramy, bo kochamy piłkę, robimy to dla kibiców.
- Interesuje się pani polską Ekstraklasą mężczyzn i mocno kibicuje Lechowi Poznań. Skąd ta miłość?
- Pierwszy mecz w życiu na poważnym, profesjonalnym poziomie obejrzałam w Poznaniu na stadionie Lecha i cały czas mu kibicuję. W marcu przed naszym spotkaniem z Celtikiem bardzo pomogli mi lekarze z kliniki Rehasport współpracującej z Lechem. Życzę temu klubowi mistrza w tym sezonie.
- Byłoby to kosztem Legii albo... "Ległej", jak nazywa pani tę drużynę na Twitterze...
- Oj, tak po kibicowsku w emocjach coś mi się wyrwie. Mam wielki szacunek dla Legii i jej piłkarzy. A Duszan Kuciak jest moim dobrym kolegą. W rękawice ubiera go ta sama firma, co mnie.