UEFA nie chce angażować się w sprawy polityczne, dlatego też wszelkie takie manifesty w wykonaniu klubów czy ich kibiców zwykle są karane. Niewykluczone więc, że jakieś kłopoty czekają Barcelonę. W środowy wieczór zespół Ernesto Valverde mierzył się w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Romą. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 4:1, ale sporo mówiło się też o zachowaniu fanów.
W siedemnastej minucie z trybun na murawę poleciało bowiem około stu żółtych baloników, które miały symbolizować wsparcie walczących o niepodległość Katalonii oraz sprzeciw przeciwko działaniom hiszpańskiego rządu w Madrycie. Sędzia musiał na kilka chwil przerwać grę, ale ta dość szybko została wznowiona.
Był to niewątpliwie manifest polityczny, ale dziennik "Marca" twierdzi, że na Camp Nou nie boją się sankcji - Działacze Barcelony nie spodziewają się kar ze strony UEFA - czytamy. Co więcej dziennik wyjaśnia, że od pewnego czasu klub prowadzi dyplomatyczne rozmowy z europejską centralą piłkarską, które mają na celu przekonanie jej, że w obecnej, bardzo napiętej sytuacji politycznej w regionie, dla kibiców ważniejsze jest to, co dzieje się wokół nich, niż ukochany klub - I wydaje się, że UEFA zaczęła to rozumieć - pisze "Marca". Jednocześnie organizacja oficjalnie nie zajęła jeszcze stanowiska w sprawie zachowania kibiców Barcelony.
Co ciekawe pod koniec marca grupa sympatyków katalońskiego klubu ("Manifest Blaugrana") wezwała klub do udzielenia wsparcia politykom z regionu, którzy są prześladowani przez rząd w Madrycie.
ZOBACZ: Leo Messi w szczerym wywiadzie: Hormon wzrostu wstrzykiwali mi rodzice