Barcelona - Gerard Badia

i

Autor: AP Photo, cyfrasport

Gerard Badia prosto z Katalonii

Legenda polskiej ekstraklasy, zakochana w Barcelonie, ma zaskakujące wytłumaczenie zwycięskiej serii ulubieńców. „Wszystko sprowadza się do…” [ROZMOWA SE]

2024-09-18 12:06

W czwartkowy wieczór Barcelona rusza do boju w Champions League. Gerard Badia, mistrz Polski z 2019 roku w szeregach Piasta i członek Galerii Sław polskiej ekstraklasy, od lat zakochany jest w Blaugranie. Po paru trudnych emocjonalnie sezonach, znów odzyskał wiarę w Dumę Katalonii. W rozmowie z „Super Expressem” wskazał też na całkiem prostą – acz nieoczywistą – przyczynę zmiany oblicza drużyny Roberta Lewandowskiego.

„Super Express”: - Barcelona liderem LaLiga z kompletem punktów, „Lewy” na czele klasyfikacji strzelców. Patrząc na poprzedni sezon, trzeba by powiedzieć: „Cuda, panie, cuda!”. Co pan na to?

Gerard Badia: - I znowu chce się o Barcelonie rozmawiać ze znajomymi (śmiech). Dawno już nie widzieliśmy Barcy tak walczącej, tak presującej rywala po stracie piłki. Wszyscy mamy to samo wrażenie: to znów jest ekipa, która na boisku ma jeden wspólny cel.

- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego?

- O właśnie! Wszyscy znów są tak samo ważni – Lamine Yamal, Robert Lewandowski, doszedł Dani Olmo i daje bardzo dużo, Raphinha ma wielką formę – i wszyscy grają dla drużyny. Fajnie się na to patrzy, bo rywale znów z szacunkiem podchodzą do naszej Barcy.

- Co to znaczy?

- W poprzednim sezonie taka Girona na przykład wychodziła na boisko w meczu z nami i myślała sobie: „Eee tam, to tylko Barcelona. Damy radę, jak się sprężymy”. Teraz przed meczem z minionej soboty jej trener, Michel, publicznie zauważył: „To już nie jest ta Barca, co przed rokiem”. I to się potwierdziło na boisko.

- Hansi Flick to czarodziej?

- Nie. Ja mam proste wytłumaczenie fenomenalnego początku jego pracy w Barcelonie.

- Mianowicie?

- Wszystko sprowadza się do… języka.

- Jak to?

- Xavi mówił do zawodników dużo, rozmawiał, przekonywał i potem – moim zdaniem – oni mieli za dużo informacji w głowach, co nie było dobre. A Flick nie gada ani po katalońsku, ani po hiszpańsku. Więc choć w szatni jest – owszem – kilku piłkarzy rozmawiających po angielsku czy niemiecku, jego przekaz musi być klarowny i krótki: „Panowie, trzeba pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Na boisku i na siłowni”.

- Taki „niemiecki porządek”?

- No tak. W szatni krótka konkretna informacja zawsze jest lepsza od długich opowieści (śmiech).

- A „Lewy” znów jest tym „starym dobrym Robertem” z czasów Flicka w Bayernie?

- Przyjazd Flicka do Barcelony to było najlepsze, co się mogło Robertowi w tym momencie zdarzyć! Dał mu dużo komfortu i przywrócił wiarę w to, że jest ważnym dla drużyny zawodnikiem – takim, jakim był u Flicka w Bayernie.

- Ten trener ma na Polaka dobry wpływ?

- Ja sobie wyobrażam, że zaraz na początku przygotowań po prostu wziął Roberta na bok i powiedział mu – oczywiście krótko i po męsku: „Ja wiem, chłopie, że ty dalej potrafisz pokazać to samo, co Lewandowski w 2020. Masz moje zaufanie”.

- I to wystarczyło?!

- Tak! Robert wygląda świetnie mentalnie. Bo jeśli czujesz zaufanie trenera, to nie ma znaczenia, cz masz 25, czy 36 lat. W ubiegłym sezonie na „Lewego” spadało wiele krytyki: że jest stary, że jego czas się kończy, że może powinien już pojechać do Arabii Saudyjskiej, jak Cristiano Ronaldo. Sądzę, że te głosy mocno go bolały. Teraz – po rozmowie z Flickiem - pokazuje, że wciąż żyje!

- W LaLiga na razie jest świetnie; a jak będzie w Champions League?

- Po pierwsze – to ja tak naprawdę jeszcze nie do końca rozumiem ten nowy system, jaki wprowadzono (śmiech). A mówiąc poważnie i o Barcelonie: jestem bardzo ciekaw, jak ta młoda drużyna będzie reagować na starcia na międzynarodowej arenie. I na jak długo starczy jej sił na takie bieganie przez 90, a czasem i 100 minut, jakie prezentuje w LaLiga.

- Na losowanie rywali chyba specjalnie Barcelona narzekać nie powinna? Owszem, jest Bayern i Borussia, ale w pozostałych meczach to Blaugrana będzie faworytem.

- Pewnie ma pan rację. Ale jeszcze raz przypomnę: Flick bardzo odmłodził zespół. Zobaczymy, jak ci młodzi chłopcy zareagują w momencie, w którym zdarzy im się przegrać dwa-trzy spotkania z rzędu. A taki moment prędzej czy później przyjdzie. Na razie – dzięki kolejnym wygranym – znów rozbudzili nadzieje i… niecierpliwość swych kibiców. My, Hiszpanie, z natury jesteśmy niecierpliwi. Chcemy wszystkiego na już: „Wygrywają? No to musi być finał Ligi Mistrzów!”. A ja mówię: „Spokojnie. Dajmy Flickowi i tym młodym chłopakom trochę czasu. Nie stawiajmy im od razu najwyższych celów, i nie zarzućmy lawiną krytyki, jeżeli raz czy dwa przegrają”.

- A co dla pana będzie sukcesem w tej edycji Ligi Mistrzów?

- Bardzo chciałbym, żeby Barcelona doszła przynajmniej do półfinału. Ale… nie powinienem być tak niecierpliwy (śmiech). Jak to mówią u nas: muszę trzymać stopy na ziemi!

- Czyli – jak mówią z kolei w Polsce – zachować chłodną głowę?

- O właśnie!

Sonda
Czy Barcelona zostanie mistrzem Hiszpanii w sezonie 2024/25?
Najnowsze