Ten mecz jeszcze długo będzie się śnił kibicom Legii Warszawa i dręczył ich po nocach. Mistrzowie Polski do starcia z najlepszą drużyną Słowacji ubiegłego sezonu - Spartakiem Trnawa - podchodzili jako faworyt. Wszak w zespole tym grali zawodnicy, którzy nie mieścili się nawet na ławkach rezerwowych przeciętnych polskich klubów. I co ciekawe obaj ci piłkarze strzelili przy Łazienkowskiej po golu. Erik Grendel (ex Górnik Zabrze) i Jan Vlasko (ex Zagłębie Lubin) upokorzyli "Wojskowych" na ich terenie.
Wynik to jedno, ale chyba wściekłość fanów w jeszcze większym stopniu spowodowała dramatyczna postawa gospodarzy i ich styl gry. A raczej jego brak. W ekipie Legii próżno było szukać nie tylko umiejętności piłkarskich, ale i zaangażowania. Bez presji na rywala, bez walki, bez wślizgów. Parafrazując słynnego Krzysztofa Kononowicza, który jako kandydat na prezydenta lata temu stał się prawdziwym hitem sieci - w tym meczu nie było niczego.
Ale trener "Wojskowych" Dean Klafurić szybko znalazł na wszystko wytłumaczenie. Przyznał, że jest dumny ze swoich piłkarzy, bo tych przed meczem... dopadł wirus! Przez który mieli biegunkę i gorączkę. I jego zdaniem właśnie to miało największy wpływ na tak dramatyczną postawę drużyny we wtorkowym meczu. Można więc dojść do wniosku, że legioniści "narobili w gacie" przed Słowakami. Nie tylko w przenośni.
Jest jeszcze jeden ciekawy wątek tej "afery wirusowej". Otóż Klafurić dodał, że niedyspozycja dopadła pięciu zawodników: Arkadiusza Malarza, Domagoja Antolicia, Sebastiana Szymańskiego, Carlitosa i Jose Kante. Co zrobił trener? Wystawił do gry każdego z nich od pierwszej minuty! Co chyba nie mogło się dobrze skończyć... Tym samym obalił mit o rzekomej szerokiej ławce Legii. Bo okazało się, że nawet gdy niektórzy czołowi zawodnicy są niedysponowani, to i tak nie ma ich kto zastąpić. A tak przynajmniej można wnioskować z ruchów Klafuricia.
WYNIKI NA ŻYWO - sprawdź na kogo warto postawić
Tabele i statystyki z 16 dyscyplin