- Aris to podobny poziom jak Karabach, więc spodziewam się wyrównanej rywalizacji z nimi. Nie chcę mówić o faworycie, bo w piłce jest bardzo dużo nieprzewidywalnych rzeczy – mówi Jean Carlos Silva, wahadłowy Rakowa.
"Super Express" - Wrócę do meczu z Karabachem, w końcówce którego widać było jak słanialiście się na nogach. Czy to był najtrudniejszy mecz w karierze?
Jean Carlos Silva: - Tak, bez wątpienia jeden z najtrudniejszych. Warunki pogodowe, a także płyta boiska, która była twardsza od tych na których zazwyczaj gramy sprawiły, że było ciężko. Jak również klasa przeciwnika oraz intensywność meczu. Ale to za nami. Mogliśmy odpocząć kilka dni, trener zrobił dużo rotacji w składzie w meczu ligowym, ja grałem tylko 30 minut, więc czuję się gotowy do meczu z Arisem i podjęcia walki.
- Jakiego meczu pan się spodziewa?
- Przypuszczam, że poziom sportowy Arisu jest podobny do Karabachu. Ale jeśli potrafili w poprzedniej rundzie strzelić 11 goli w dwumeczu drużynie BATE, to coś znaczy. Czeka nas ciężkie zadanie i stopień trudności rośnie z każdą rundą, ale bardzo wierzę w nasz zespół i w to, że możemy iść dalej i zrobić coś wyjątkowego w tym sezonie. Musimy już zapomnieć o meczach z Karabachem i być tak samo mocno skoncentrowani na Arisie.
- Wizja gry w Lidze Mistrzów motywuje chyba dodatkowo?
- Zdecydowanie. Mobilizuje mnie indywidualnie i całą drużynę. Możemy zrobić coś dużego dla klubu, ale i dla całej polskiej piłki. Nawet trudno opisać jakie uczucie temu towarzyszy. Wiem na 100 procent, że nie będzie łatwo tego dokonać, ale zobaczymy co się wydarzy. Wszyscy jesteśmy bardzo zmotywowani i podekscytowani.
Piłkarz Pogoni zdradził kulisy pracy z trenerem Portowców. Z tym się jeszcze nigdy nie spotkał
- Czuje pan, że zespól jest coraz silniejszy, bo pozyskaliście tej klasy piłkarzy jak Sonny Kittel, John Yeboah czy Srdjan Plavsić?
- Oczywiście, piłkarze pozyskani w przerwie letniej są wzmocnieniem. Cieszymy się, że są z nami i czujemy się mocniejsi. Chcemy się rozwijać i być tak dobrym zespołem, jak to tylko możliwe.
- W drużynie Arisu gra dwóch pana rodaków z Brazylii. Jednego z nich zna pan bardzo dobrze, bo z Caju graliście w reprezentacji młodzieżowej U-20.
- Zaraz, zaraz, to mnie pan zaskoczył. Caju? Faktycznie znam go, to obrońca. Graliśmy razem w reprezentacji młodzieżowej, podczas mistrzostw świata w Nowej Zelandii (Brazylia zajęła 2.miejsce - red.). Miło go będzie spotkać po tak długim czasie, ale na boisku zrobię wszystko, żeby być górą z moim zespołem.
- Minęły 4 lata od czasu przyjazdu do Polski, gdy został pan piłkarzem Wisły Kraków. Spodziewał się pan, że zostanie w naszym kraju tak długo?
- Absolutnie nie. Przyszedłem do Wisły z myślą, żeby się rozwinąć i mieć udany sezon. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział , że zostaną tutaj na cztery lata, to nie uwierzyłbym i powiedziałbym, że nie ma na to szans, a jednak. Czuję się szczęśliwy, że wciąż jestem w Polsce i gram w tak dobrym klubie jak Raków.
- Zapewne i życie prywatne ma na to wpływ, bo spotkał pan sympatię w Polsce?
- Tak, to prawda. Pochodzi z Tarnowa, poznałem ją w drugim roku pobytu w Polsce, ale nic więcej nie zdradzę, niech to pozostanie naszą prywatną sprawą.
Zieliński wyląduje w Arabii Saudyjskiej?! Klub Polaka otrzymał ofertę, trwają negocjacje