"Super Express": - Łotewscy dziennikarze twierdzą, że napastnik Skonto, Nathan Junior, jest lepszy od Artjomsa Rudnevsa. Przesadzają czy nie?
Marians Pahars: - Ciężko powiedzieć, ale dobrze, że mamy takiego piłkarza u siebie. Dziwna jest ta jego kariera, ale w końcu zaczął robić to, do czego jest przeznaczony - strzelać gole. Nathan przyjechał z Brazylii na Cypr, jako bardzo młody chłopak. Kompletnie nie mógł się tam odnaleźć, zwłaszcza że kazali mu grać w obronie. Na szczęście w odpowiednim momencie trafił na Łotwę, a poprzedni trener Skonto wstawił go do ataku.
- I efekt był bardzo dobry. Razem z Denissem Rakelsem został królem strzelców w poprzednim sezonie, a teraz też jest na czele. Ma potencjał na mocniejszą ligę niż polska?
- Myślę, że ma. Jeśli chce się rozwijać i zarobić na utrzymanie rodziny, to musi wyjechać z Łotwy.
- Na przykład do Polski? Wasz Rudnevs jest u nas gwiazdą.
- Jeśli polskie kluby byłyby zainteresowane Nathanem, to powinien skorzystać z okazji. Chociaż nie każdy z Łotwy daje sobie w Polsce tak dobrze radę, jak Rudnevs.
- Jakie są oczekiwania wobec Skonto? Odpadnięcie z Wisłą będzie dla was tragedią czy nie?
- Tragedią nie, bo to Wisła jest zdecydowanym faworytem. Dla moich młodych piłkarzy każda minuta w pucharach, z takim rywalem jak Wisła, to wielkie doświadczenie. Tu nie ma takiej presji jak w Wiśle. Widziałem fetę po zdobyciu mistrzostwa Polski. Kraków wyglądał wtedy jak Madryt czy Barcelona po wielkim triumfie. W Rydze nigdy byście czegoś takiego nie zobaczyli.
- Który z piłkarzy Wisły robi na panu największe wrażenie?
- O nazwiskach mówić nie chcę, ale widać, że Wisła gra to, co chce jej trener. Ten zespół ma swój kształt i styl. Widziałem środkowego obrońcę dryblującego jak napastnik, co świadczy o dużym zaawansowaniu technicznym. Pod wieloma względami Skonto nie może się równać z mistrzem Polski.
- Wyeliminowanie Wisły byłoby pewnie największym sukcesem w pańskiej trenerskiej karierze?
- Trenerem jestem zaledwie od pół roku, więc na pewno. Choć szczerze mówiąc, czuję się jeszcze bardziej piłkarzem niż trenerem...
- Dla Wisły jednak dobrze, że nie wstanie pan z ławki. Wiele osób uważa pana za najlepszego piłkarza w historii Łotwy...
- Oj, Maris Verpakovskis nie byłby zadowolony z tego stwierdzenia (śmiech). Może to on był najlepszy? Ale to już historia. Teraz liczy się Wisła.