„Super Express”: - Napoli zagrało piękny mecz u siebie przeciwko Realowi, zresztą z golem polskiego pomocnika. W Madrycie również się postawi „Królewskim”?
Marek Koźmiński: - Ranga przeciwnika i miejsce rozgrywania meczu – a takie spotkania gra się raz-dwa razy w sezonie – na pewno jest mobilizująca dla drużyny, która przyjeżdża do Madrytu. Ale Napoli jest w tym sezonie słabsze niż w minionym. Nie oczekiwałbym więc od mistrza Włoch ani sensacji w środę, ani podobnych osiągnięć pucharowych, jak w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Gorzej jest - widać to wyraźnie i czuć – pod każdym względem. Inna jest dyspozycja zawodników, inny trener na ławce.
- A propos: tamten genialny sezon to kwestia wyłącznie charyzmy Luciano Spallettiego?
- Nie! To była drużyna, w której niemal wszyscy zawodnicy grali w minionym sezonie na swoim maksymalnym pułapie. W obecnym chyba każdy – może poza Piotrkiem Zielińskim, który początek sezonu klubowego miał naprawdę świetny – jest w słabszej formie. Gorzej gra Chwicza Kwaracchelia, kontuzję leczył Victor Osimhen, słabiej prezentuje się Stanislav Lobotka, nie udało się w pełni zastąpić Kim Min-jae sprzedanego do Bayernu. Napoli jest klubem, który – by spiąć budżet – nie może nie sprzedawać piłkarzy. Myślano, że łatwiej uda się znaleźć następcę Koreańczyka. Nie wyszło. Ale – jak powiedziałem – cała drużyna gra słabiej, już nie na poziomie mistrzowskim, ale trzeciej-czwartej drużyny Serie A.
- Czasem jednak w Lidze Mistrzów najwyższe cele atakuje trzeci-czwarty zespół z ligi krajowej.
- Owszem, przykładem był w ubiegłym sezonie półfinał Milanu, który do maksimum wykorzystał w ćwierćfinale krótki kryzys Napoli. Natomiast w tym momencie myślę, że dziś generalnie wygranie Champions League jest poza zasięgiem włoskiej piłki. Wracając do piłkarzy z Neapolu: z wyjściem z grupy powinni sobie poradzić. Ale powtórzenie ćwierćfinału byłoby już dużym osiągnięciem.
- Nie milkną spekulacje wokół przyszłości wspomnianego przez pana Piotra Zielińskiego. Według najświeższych informacji, miał przekazać – przez swego menedżera – że nie przedłuży kończącej się w czerwcu umowy…
- Mam nadzieję, że ta telenowela neapolitańska – trwająca już półtora roku – w końcu się zakończy jakimś rozwiązaniem, bo cierpi na niej i klub, i Piotrek. Na ile go znam, nie jest to chłopak mający tak twardy charakter, by spływało po nim to, co się wokół niego dzieje. Na pewno nie jest żądny pieniędzy; gdyby tak było, poszedłby do Arabii Saudyjskiej, zgarniając te 10, a może i 15 mln euro.
- Wydawało się, że w Neapolu doczeka do końca swej kariery – bo mu tu dobrze. A jednak chyba nie!
- Myślę, że Piotrek poczuł się trochę urażony sposobem negocjacji Aurelio De Laurentiisa: „Albo po mojemu, albo wcale, bo ja się nie cofnę nawet o krok”. Propozycja dwuletniego kontraktu, z pieniędzmi w wysokości bodaj 60 procent dotychczasowych zarobków? Ta oferta jest po prostu słaba! „Zielek” zasługuje na więcej. Dla samego Piotra to chyba znak, że… pora odchodzić z Napoli. Tym bardziej, że mamy z przeszłości przykłady tego, iż jeżeli ktoś się z De Laurentiisem nie zgadza, to potem dzieje się raczej niesympatyczna historia. Wystarczy zobaczyć, co się kiedyś zdarzyło z Arkiem Milikiem… Na tamtej sytuacji, impasie, jaki zapanował, straciły obie strony.
- Wyobraża pan sobie Zielińskiego poza Napoli?
- Słychać, że dostaje oferty i z Turynu, i z Mediolanu. I to jest pewnie najbardziej realny scenariusz dla niego na kolejny sezon. Skoro odrzucił kilkunastomilionową ofertę saudyjską, to znaczy, że jeszcze chciałby pograć na najwyższym poziomie w Europie. A najpewniej – we Włoszech. Bo jest bardzo z tym krajem zżyty, dobrze się tam czuje. Niedawno dostał obywatelstwo włoskie, to jest jego druga ojczyzna. Oświadczył zresztą, że chciałby w Italii osiąść na stałe również po karierze. A więc według mnie realny scenariuszy na najbliższe miesiące to – w kolejności prawdopodobieństwa jego realizacji - Juventus, Inter, i daleko z tyłu Napoli.
- Juventus to w pańskim rankingu numer jeden dla Piotra?
- Owszem. Juventus w tym momencie bardziej potrzebuje tego typu piłkarza, niż Inter.
- Transfer może dojść do skutku już zimą?
- Może, choć trzeba brać pod uwagę wielką nienawiść na linii Neapol – Turyn i ten kierunek transferu gotówkowego mógłby być trudny. Kibice Napoli raczej nie wybaczyliby De Laurentiisowi, że sprzedaje zawodnika do Juventusu.
- A Zielińskiemu by wybaczyli taką przeprowadzkę?
- No cóż, piłkarz ma łatwiej. „Sprzedano mnie” – może powiedzieć. Natomiast wracając do styczniowego terminu ewentualnego transferu: Inter takich emocji nie budzi, więc jeśli sprzedaż miałaby dokonać już teraz, to raczej do Mediolanu. Turyn? Ewentualnie latem, po wygaśnięciu kontraktu „Zielka” z Napoli.
- Polskie piekiełko pokazuje, że gdy zawodnik odmawia podpisania nowej umowy, może na pół roku wylądować na przykład w rezerwach. Piotrowi to nie grozi wiosną, jeśli będzie chciał wypełnić obecny kontrakt?
- Myślę, że nie. Przykłady z przeszłości pokazują, że gdyby to miało się dziać, już by się stało. Jeżeli „Zielek” nie zostanie sprzedany zimą, to Napoli będzie z niego korzystać do końca sezonu.
- De Laurentiis na tym etapie już nie da Piotrowi większych pieniędzy, niż proponował do tej pory?
- Nie wierzę. Za dużo się dzieje, pojawiają się nazwiska następców Piotra, by nagle wszystko – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – mogło się odwrócić.
- I nawet jednorazowy superwystęp w Madrycie, na przykład przyćmienie Jude’a Bellinghama, nie będzie mieć wpływu na nagły zwrot akcji?
- Nie. Nikt nie podejmuje decyzji na podstawie jednego meczu. De Laurentiis już zdecydował i nie zmieni zdania. Nie wierzę też, by po nawet genialnym meczu Piotra nagle wszedł do gry o niego jakiś inny klub, o którym do tej pory nie słyszeliśmy.