Płacheta debiutował w reprezentacji jeszcze za Jerzego Brzęczka, potem korzystał z niego także Paulo Sousa. Czesław Michniewicz już tylko raz posadził na ławce i na tym „mariaż” piłkarza pochodzącego z Łowicza z „orzełkiem” się zakończył. Tym bardziej, że z Norwich nie podbił Premier League, a i w Championship – zarówno z tym zespołem, jak i w szeregach Birmingham City czy Walijczyków ze Swansea – raczej nie dawał powodów do rozprawiania o jego występach.
W lipcu dołączył do beniaminka tej klasy rozgrywkowej, Oxford United. Szybko jednak – już w trzeciej kolejce, pod koniec sierpnia – złapał kontuzję, a dochodzenie do zdrowia i meczowej formy zajęło mu trzy miesiące. Jego zespół w tym czasie starał się przede wszystkim utrzymać „nad kreską” w 24-drużynowej tabeli Championship.
Cóż za trafienie Polaka, szczęki opadają! Świąteczny prezent zapomnianego reprezentanta dla nowego trenera
Od czasu powrotu Płachety do gry – w końcówce listopada – Oxford w sześciu kolejnych meczach nie wygrał, notując tylko jeden remis. Kosztowało to posadę Desa Buckinghama, tuż przed świątecznym meczem z jeszcze bardziej dołującym zespołem Cardiff City zmienił go Gary Rowett. I to on zapisał na swe konto pierwszą wygraną zespołu (3:2) od siedmiu kolejek. Wisienką na torcie był gol Płachety, zdobyty w 57. minucie, dający w tamtym momencie prowadzenie 3:0.
„To był niesamowity strzał! - chwalił Polaka nowy menedżer na łamach „Oxford Mail”. I przywoływał największy atut polskiego skrzydłowego. - A naprawdę trudno być szybkim, opanowanym i strzelać takie gole”.
Bramka, którą zobaczycie poniżej, była rzeczywiście pierwszej klasy. Dowodem na potwierdzenie tych słów jest reakcja kolegi Płachety z szatni. Will Vaulks – co także widać na nagraniu – aż złapał się za głowę, gdy piłka wpadała w same widły bramki Cardiff. Nam też opadły szczęki!