Pierwsza połowa była jak oblężenie Częstochowy - zepchnięty do rozpaczliwej defensywy Arsenal odpierał huraganowe ataki "The Reds" i Szczęsny miał ręce pełne roboty. W 19. minucie musiał bronić rzut karny. Odbił strzał Dirka Kuyta, ale piłka spadła pod nogi Holendra i wydawało się, że po dobitce musi paść bramka. Piłkarz Liverpoolu strzelił ponownie, ale Szczęsny zerwał się na nogi, wyciągnął jak struna i obronił!
- Ostatnio trener Wenger dokuczał mi, bo nie udało mi się obronić poprzednich trzech karnych. Dlatego czułem dużą presję, że muszę się poprawić - uśmiechał się Wojtek, który nie dał się pokonać również w pojedynku sam na sam z Luisem Suarezem i w kilku innych beznadziejnych sytuacjach. Skapitulował dopiero po kuriozalnym samobóju Laurenta Koscielnego, ale tuż przed przerwą wyrównał Robin van Persie.
W drugiej połowie znów Liverpool miał przewagę, ale ostatnie słowo jeszcze raz należało do van Persiego. W doliczonym czasie gry Holender strzelił pięknie z woleja. Po końcowym gwizdku dostał szampana wręczanego najlepszemu zawodnikowi w meczu, ale szybko oddał go Wojtkowi. - To Szczęsny był najlepszy, nie mam co do tego wątpliwości - stwierdził van Persie.
Tego samego zdania są kibice Arsenalu. W głosowaniu na bohatera meczu aż 73 proc. fanów wskazało Polaka.