"Super Express": - Skąd pomysł na to, abyś pracował jako sobowtór Messiego?
Miguel Martinez: - To zaczęło się pięć lat temu. Messi zaczynał już robić karierę, było o nim coraz głośniej. Kiedyś pojawiłem się na towarzyskim meczu Barcelony i wtedy ktoś zwrócił uwagę na to, że jestem bardzo podobny do Leo. Szybko okazało się, że zapotrzebowanie na sobowtóra Messiego jest ogromne. W pewnym momencie miałem nawet swojego menedżera, który założył firmę oferującą wizyty sobowtórów znanych piłkarzy na różnych przyjęciach.
- Czy to prawda, że oprowadzałeś nawet wycieczki po Camp Nou jako Messi?
- Tak. Zdarzało się, że turyści z Azji, którzy mieli w planach zwiedzanie stadionu Camp Nou, życzyli sobie, abym to ja był ich przewodnikiem. Dorośli wiedzieli, że jestem sobowtórem Messiego, ale dzieci były przekonane, że po stadionie oprowadza ich sam Leo. Małych turystów z błędu nie wyprowadzałem, bo nie chciałem im psuć radości.
- Podobno dublowałeś też Messiego przy nagrywaniu reklam?
- Tak. W sumie wystąpiłem w około dwudziestu reklamach Leo. Dzięki temu poznałem mnóstwo fajnych ludzi i zwiedziłem kawał świata. Jedną reklamę kręciliśmy aż w Peru.
- Na czym dokładnie polegała twoja rola?
- Pamiętam na przykład, jak kręciliśmy reklamę Gatorade. Scenariusz zakładał, że Leo podbija piłkę głową w deszczu. No ale wiadomo, jak cenny jest Messi, więc za długo taki mokry nie mógł tej piłki odbijać, żeby się nie zaziębić. Nagrał więc kilka ujęć, a ja występowałem w kolejnych.
- Najśmieszniejsze wydarzenie, w którym brałeś udział jako sobowtór Leo?
- Bardzo zabawnie było, gdy po jednym z treningów Barcelony kręciliśmy kolejną reklamę. Spotkałem wtedy Zlatana Ibrahimovicia. Zlatan strasznie się uśmiał, wręcz zażądał, abym zrobił sobie z nim zdjęcie. Cały czas powtarzał, że wszyscy wmawiali mu, że Messi jest tylko jeden, ale pokazywał na mnie i mówił, że już wie, że to nieprawda. Oj, bardzo było wtedy wesoło. Zresztą podobnie jak w Monako. Turyści przydybali mnie, gdy jechałem samochodem, i wtedy się zaczęło. Zdjęcia, autografy, nie mogłem się uwolnić (śmiech).
- A samego Messiego ile razy spotkałeś? Czytałem, że niespecjalnie przepada za tobą, bo stałeś się według niego za bardzo popularny.
-Widzieliśmy się 4-5 razy, głównie przy okazji kręcenia reklam, ale prawdą jest, że praktycznie nie rozmawialiśmy.
- Da się wyżyć z dublowania piłkarza wszech czasów?
- To nigdy nie był mój sposób na zarabianie. Miałem i mam inne zajęcia, dublowanie Messiego to taki przyjemny dodatek.