„Super Express”: - Latka lecą, ale o meczu z października 1993 zapomnieć się nie da, prawda?
Roman Kosecki: - No nie da (śmiech). Johan Cruyff na trenerskiej ławce Barcy, obok niego cały mecz przesiedział Christo Stoiczkow. A na boisku Michael Laudrup, Ronald Koeman, Pep Guardiola, Jose Mari Bakero, w bramce Andoni Zubizarreta…
- No i Romario, który hat-trickiem w ciągu 20 minut 1. połowy załatwił – jak się wydawało – sprawę wygranej Barcelony.
- Niesamowite to było. Niemal każde jego dotknięcie piłki w tej połowie oznaczało gola dla Barcy! A my przecież wcale nie graliśmy źle w tym okresie, mieliśmy swoje okazje. Rodził się wtedy w Atletico skład, który za chwilę – w sezonie 1995/96 – miał sięgnąć po dublet, a to spotkanie było zapowiedzią sukcesów. Przyszły po tym, jak się trochę uspokoiła karuzela trenerska prezesa Jesusa Gila. Przecież w ciągu dwóch lat wymienił chyba 12 trenerów!
- Ale ponoć w przerwie tego słynnego meczu był bardzo spokojny?
- Kiedy przy stanie 0:3 wszedł do szatni, byliśmy pewni, że będzie się darł, krzyczał. A on był bardzo spokojny. „Dacie radę” – powiedział krótko. I… bardzo nas tym podbudował. Wyszliśmy na drugą połowę, złapaliśmy rywali „na krótkie krycie”, przyostrzyliśmy i zaczęło nam iść. Bardzo szybko strzeliłem pierwszą bramkę i w tym momencie wpadliśmy we właściwy rytm. Przytłamsiliśmy Barcę, nie mogła odnaleźć swojego grania z 1. połowy. Za chwilę Pedro kapitalnie przymierzył z wolnego…
Robert Lewandowski kompletnie deklasuje innych w Lidze Mistrzów. Złapaliśmy się za głowy, gdy zobaczyliśmy te liczby
- … po faulu na panu?
- Tak. I już wtedy czuliśmy, że będzie dobrze. Miałem parę okazji, wreszcie strzeliłem na 3:3. A potem przyszła ta ostatnia – czy przedostatnia – minuta. Wyszedłem z kontrą, [Jose Luis] Caminero fajnie się do niej podłączył lewą stroną. Zagrałem mu, trafił na 4:3! Euforia niesamowita, no bo przecież taka „remontada” nie zdarza się często. Prezes się popłakał, wielu kibiców także. Wiele lat na to czekali, bo we wcześniejszych sezonach Barcelona – nawet na tym starym dobrym stadionie Vicente Calderón – regularnie lała Atletico, strzelając mu czasami pięć-sześć bramek. A od tego spotkania się to zmieniło.
- Roman Kosecki zawrócił bieg historii – można zażartować.
- Można. Potrafiliśmy w następnym sezonie wygrać z Barcą u siebie 2:0, a w Pucharze Króla na Camp Nou nawet 4:1. Ogólnie – można powiedzieć – leżała mi ta Barcelona jeszcze od czasów Legii. Pamiętam, że po meczu w Pucharze Zdobywców Pucharów na Camp Nou (wrzesień 1989 – dop. aut.) sam Cruyff poklepał mnie po plecach, powiedział kilka miłych słów. Zremisowaliśmy wtedy 1:1, a mnie nie uznano gola na 2:0 z powodu spalonego. W rewanżu przegraliśmy 0:1, ale gdyby nie ten ofsajd – którego moim zdaniem nie było – dowieźlibyśmy w pierwszym meczu wyjazdową wygraną do końca i wyrzucilibyśmy rywali z pucharów. Potem strzeliłem Blaugranie gola również jako piłkarz Osasuny... Ale bezwzględnie ten mecz w barwach Atletico jest numerem jeden!
- W sobotę Polaków będzie mieć po drugiej stronie barykady. Ale Barca, czego dowodem choćby ostatnia porażka z Leganes, ma zadyszkę w lidze. Dlaczego?
- Bo zgubiła gdzieś młodzieńczy polot z pierwszej części sezonu, dzięki któremu szybko finalizowała swoje akcje ofensywne, głównie z wykorzystaniem Roberta Lewandowskiego. Teraz podchodzą pod pole karne przeciwnika i zaczynają grać „tiki-takę”, na wzór tej z czasów Guardioli. A – po pierwsze – ludzie już nie chcą jej oglądać, bo ona się znudziła. Po drugie – te setki podań są skuteczną metodą na zamęczenie przeciwnika pod warunkiem, że się je wykończy strzałem. Leganes postawiło autobus we własnej „szesnastce” i trudno go było przestawić. Barcelona jakby zapomniała o szybkich skrzydłowych i naprawdę klasowym napastniku, jakim jest „Lewy”. Zamiast szukać dogrania do niego, podchodzą pod pole karne i zaczynają „klepać”.
Tak Robert Lewandowski świętował historyczny wyczyn w Lidze Mistrzów. Jego żona wszystko pokazała
- Rozumiem, że to nie jest gra Roberta…
- Zdecydowanie nie. Robert jest najgroźniejszy w takiej grze, jaką widzieliśmy w wykonaniu Barcy na przykład w meczu z Realem. Szybkie wyjście, dwa-trzy podania i strzał. „Tiki-taka” nie jest dla niego.
- Skąd ta zmiana, pańskim zdaniem?
- Spora część składu Barcy to wieloletni przyjaciele z akademii Barcelony. Dobrze się znają, mają fajną pakę, wspólnie sięgali po złoto na igrzyskach. Ich ego jest bardzo duże. Robert zaś to skromny chłopak, ale też z niemałym ego. I momentami się frustruje, kiedy widzi, że bywa pomijany w akcjach, w podaniach.
- Typy na sobotę?
- Atletico jest na fali wznoszącej, Barca ma swoje problemy. Ale zagra u siebie, więc wszyscy będą oczekiwać jej dominacji, prowadzenia przez nią gry. Jeżeli goście podejdą wysoko i „na krótko” do jej obrońców przy wyprowadzaniu piłki, zagrają ostrym, zdecydowanym pressingiem, mogą zrobić krzywdę gospodarzom. Szanse na wygraną oceniam niemal po równo, z małym wskazaniem na… Atletico – bo się po prostu rozbujało.