Pod względem czysto piłkarskim liga hiszpańska jest zdaniem wielu najlepszą na świecie. Ale pod kątem marketingowym i organizacyjnym to prawdziwe dno. O czym przekonujemy się praktycznie na każdym kroku. I wygląda na to, że piłkarze mają wreszcie dość tego amatorskiego podejscia ze strony szefów La Liga.
Czara goryczy przelała się, gdy poinformowano o dość nietypowej umowie ligi z firmą Relevent. Na jej mocy przynajmniej jeden mecz rozgrywek przez kolejne piętnaście sezonów ma być rozgrywany w... Stanach Zjednoczonych. To pomysł na pewno innowacyjny, ale też dość kontrowersyjny. A co najgorsze nikt nie skonsultował go z tymi, którzy będą musieli te zapisy w kontrakcie wykonywać, czyli samymi klubami i ich piłkarzami.
I zawodnicy wreszcie się zbuntowali. W środę w siedzibie AFE (Hiszpański Związek Zawodowy Piłkarzy) spotkali się kapitanowie i przedstawiciele wszystkich drużyn La Liga, by uzgodnić wspólne stanowisko w tej sprawie. I już przed tymi naradami można było się spodziewać, jakie ono będzie.
- Piłka nożna to nie tylko biznes i decyzje nie mogą być podejmowane w ten sposób. To brak szacunku. Jesteśmy już tym zmęczeni. Mamy wiele do powiedzenia. Piłkarze są zaskoczeni i oburzeni, że takie decyzje są podejmowane bez ich udziału. Wszyscy piłkarze są temu przeciwni. Czas powiedzieć dość. Piłkarze nie są na sprzedaż. Myślimy o kibicach, zdrowiu zawodników i wielu innych sprawach - stwierdził David Aganzo, prezes AFE.
Jednocześnie dodał, że zawodnicy żądają wycofania się z umowy. Nie chcą bowiem grać w USA i jeśli prezes La Liga Javier Tebas nie rozwiąże tej sprawy, są oni gotowi do strajku! Byle tylko zmusić go do zmiany decyzji. I nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć, że takie wydarzenie byłoby bezprecedensowe jeśli chodzi o czołowe europejskie ligi, ale jednocześnie sparaliżowałoby całe rozgrywki ligi hiszpańskiej...