Pamiętam, jak lata temu ekscytowaliśmy się golami Andrzeja Juskowiaka w Wolfsburgu czy Andrzeja Niedzielana w NEC Nijmegen. Albo z nutką żalu żartowaliśmy, że jedyną klasyfikacją, jaką Polak wygrywa za granicą, to liczba żółtych kartek w Bundeslidze. W niej królował Tomasz Hajto. Cóż, na bezrybiu i rak ryba. Reprezentacja zbierała łomot za łomotem, liga pogrążała się w szarzyźnie. Więc i takie „sukcesy” nas cieszyły.
Przemysław Ofiara: Robert Lewandowski dał nam piłkarski eden
Jakże mizernie wyglądają tamte czasy, kiedy ogląda się taki mecz, jak sobotni Real – Barcelona. Jeden Polak strzela dwa gole i zostaje najlepszym piłkarzem meczu, drugi jest na ławce, chwilę wcześniej ściągany do klubu z emerytury. To brzmi jak sen, ale to rzeczywistość, w której my – kibice i dziennikarze – żyjemy. Lewandowski dał nam piłkarski eden, z którego nie chcemy nigdy wychodzić.
Ancelotti ruszył na Flicka, zaskakujące sceny! O co poszło? Wszystko wydało się po meczu
„Drewniakowski”. „Bez podań kolegów go nie ma”. „Lepiej, żeby już nie grał”. Znajome, prawda? Lewandowski łączy sobą w zasadzie dwie postacie: najlepszego i najbardziej krytykowanego polskiego piłkarza. A już szczególnie w naszym kraju. A prawda jest taka, że już za chwilkę, już za chwileczkę wszyscy zapłaczemy.
Bo jeśli nagle nie pojawi nam się drugi taki talent (a jestem zdania, że taki jak Lewandowski rodzi się raz na 50 lat), to znów przyjdzie nam się cieszyć znacznie mniejszymi osiągnięciami, niż dwa gole w najważniejszym meczu świata. Spieszmy się zatem kochać Lewego, zanim on na zawsze opuści boisko, a my piłkarski eden.
Przemysław Ofiara