Sytuacja finansowa „Dumy Katalonii” znana jest od dawna. Przez ogromne problemy z płynnością klub z Camp Nou nie był w stanie zaoferować nowego kontraktu Leo Messiemu, który ostatecznie trafił do Paris Saint-Germain. Wydawało się, że sytuacja „Blaugrany” ostatnimi czasy nieco się poprawiła, ale sytuacja z Yusufem Demirem nakazywała jednak sądzić inaczej. Z tym większym zdziwieniem kibice piłkarscy w Hiszpanii przyjęli informację o przyjściu do Barcelony Ferrana Torresa, za którego klub zapłacił ok. 55 mln euro. Co więcej, lada chwila do Barcy trafi także Alvaro Morata i nie jest wykluczone, że będzie to ostatnie wzmocnienie drużyny prowadzonej przez Xaviego.
Całej sytuacji nie jest w stanie zrozumieć opiekun Valencii – Pepe Bordalas. 57-latek, który w poprzednich latach notował znakomite wyniki w Getafe, wypowiedział się na ten temat na jednej z konferencji prasowych. Trzeba przyznać, że nie zamierzał owijać w bawełnę. - FC Barcelona ma 300 milionów długu i kupiła Ferrana Torresa za 55 milionów. Zamierza sprowadzić Moratę, a prezydent ogłasza więcej wzmocnień, nawet Haalanda. Jak to jest możliwe? Gdzie jest Finansowe Fair Play?! – grzmiał szkoleniowiec „Los Ches”.
Prowadzona przez Bordalasa Valencia także zmaga się z poważnymi problemami finansowymi, ale –w przeciwieństwie do Barcelony – nie może pozwolić sobie na wydawanie podobnych sum na nowych graczy. Nie wolno jednak zapominać o tym, że Barcelona jest gigantem, światową korporacją, dzięki temu może pozwolić sobie na otrzymanie zdecydowanie większych pożyczek na realizowanie celów zarówno krótko-, jak i długoterminowych. Ponadto dochód „Dumy Katalonii” jest zdecydowanie wyższy od tego Valencii, z tego też powodu Finansowe Fair Play nie uderza w klub tak, jakby wyobrażał to sobie Bordalas.