- Pracuje pan za darmo, nie jest pan nawet zawodowym trenerem. Jakie ma pan nadzieje przed starciem ze znanym i sowicie opłacanym Leo Beenhakkerem?
- Historia pokazuje, że nie mamy żadnych szans. Nawet jeśli wasi piłkarze są bez formy i grają fatalnie, to i tak są o cztery klasy lepsi od moich zawodników.
- Rezygnuje pan jeszcze przed rozpoczęciem walki?
- Nie, nie zamierzamy się poddać. Trudno mi obiecać, że damy pokaz futbolu. Ale na pewno damy pokaz woli walki.
- To trochę mało. Udowodnili to Niemcy, którzy w meczu ostatnich eliminacji wbili wam aż 13 goli.
- Taki wynik to nie jest powód do dumy, ale przecież moi zawodnicy trenują tylko kilka razy w tygodniu. Na co dzień zajmują się zupełnie czym innym: są kierowcami, mechanikami, pracują w bankach i studiują, mamy nawet męską niańkę... Piłka to tylko ich hobby.
- Hobbyści są w stanie ograć Polskę?
- Byłaby to megasensacja. Jesteśmy malutkim krajem, w San Marino żyje niecałe 30 tysięcy ludzi. Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy futbolową potęgą, ale... nikt nie powiedział, że nie możemy marzyć. A marzeniem wszystkich kibiców w San Marino jest odniesienie pierwszego zwycięstwa w meczu o punkty. Czemu nie mogłoby nam się to udać w meczu z Polską?