„Super Express”: - Jak postąpiłby pan na miejscu Fernando Santosa?
Antoni Piechniczek: - Też próbowałbym zawodników namówić na udział w takim dodatkowym zgrupowaniu.
- Nawet – o czym słyszymy – wbrew woli ich klubów?
- Tak. Zwłaszcza jeśli zawodnik ma wolę uczestnictwa w zgrupowaniu i silną pozycję w klubie. Zresztą pomysł trenera Santosa nie jest niczym nowym, rewolucyjnym. Mieliśmy w przeszłości przykłady zgrupowań, w trakcie których zawodnicy – przyjeżdżając z rodzinami – poświęcali swój wolny czas na treningi, na utrzymanie się w dobrej dyspozycji fizycznej. To nie tylko polska specjalność. Przed mistrzostwami świata we Francji ówczesny trener „Trójkolorowych” zaprosił swych podopiecznych – też z najbliższymi – na kilkudniowy pobyt w Alpy. Co prawda piłkarze nie trenowali na boisku, za to rano o 6.00 fundował im spacer po górach.
- Hasło: „więcej treningów, mniej urlopów” okaże się skuteczne?
- Nie wiem. Ale rozumiem intencje selekcjonera. Chce ułatwić zawodnikom, od dwóch tygodni pozostającym bez gier ligowych, jak najlepsze przygotowanie do obu meczów kadry. „Jak kochasz reprezentację, to przyjedziesz” - mówi. I ma rację, bo końcu to jest reprezentacja Polski!
- Taki faktycznie był sens słów Fernando Santosa!
- No widzi pan, tu jesteśmy zgodni. Myślę, że można od zawodników – którzy przecież w piłce zarabiają ogromne pieniądze – wymagać pewnych rzeczy. To po pierwsze. Po drugie: nasza reprezentacja jest w tej chwili bardzo młoda, przed większością zawodników jeszcze wiele lat grania w kadrze. „Jeśli chcesz w niej przez ten okres grać, nie pal mostów za sobą” – to jest ten przekaz do nich skierowany. I jeszcze: „Czasem trzeba swój prywatny czas poświęcić”.
- Mówi pan o „młodej reprezentacji”. Zaskoczył pana brak powołań dla weteranów: Kamila Glika, Kamila Grosickiego, Grzegorza Krychowiaka?
- Trochę mnie zastanawiają przesłanki tej decyzji: czy trener Santos już ich nie potrzebuje, bo są wiekowi, czy też chce pokazać dobitnie, kto tu rządzi. Każdy z tych piłkarzy rozegrał prawie sto spotkań w reprezentacji, co należałoby jednak uszanować. Nie mówię o nominacji; mówię o wykonaniu telefonu do każdego z nich. Albo o spotkaniu w PZPN. Usiadłbym z nimi przy jednym stole, powiedział, jakie mam wizje mojej reprezentacji, wyjaśnił osobiście brak powołań.
- Ma pan już – po marcowych meczach – swoją ocenę pracy selekcjonera? Listę elementów do poprawki w grze reprezentacji?
- Byłbym ostrożny z podsumowywaniem jego pracy po dwóch meczach. Trochę na to za wcześnie. Wszystko co najważniejsze, jeszcze wciąż przed Santosem. Czekam z niecierpliwością na te dwa najbliższe spotkania.